czwartek, 31 października 2013

Rozmowa z Jaredem Genserem, adwokatem chińskiego dysydenta i noblisty Liu Xiaobo dla RDC

Jared Genser: Liu Xia jest prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która siedzi, bo jest czyjąś żoną. 



Rafał Betlejewski: W 2010 roku pokojową nagrodę nobla otrzymał chiński intelektualista i profesor Liu Xiaobo.

Dla Chin powinien to być powód do dumy, ale w chwili, gdy komitet noblowski ogłaszał decyzję, Lui Xiaobo siedział już w więzieniu za próbę obalenia rządu. Do odsiedzenia ma jeszcze 9 lat. Przyznanie nagrody wzmogło tylko sankcje rządu Chin wobec noblisty i jego rodziny. 

Liu Xiaobo jest jednym z sygnatariuszy karty 08, chińskiego odpowiednika czeskiej karty 77 z 77 roku, opublikowanej w roku 2008. Ta karta, domagająca się swobód obywatelskich w Chinach i zmiany systemu sprawowania władzy, była przyczyną skazania Liu Xiaobo na więzienie.

Postanowiłem się dowiedzieć, co się dzieje z tym człowiekiem i w tym celu połączyłem się przez internet z panem Jaredem Genserem, amerykańskim adwokatem, który reprezentuje pana Xiaobo na świecie, a jednocześnie ciekawym aktywistą na rzecz praw obywatelskich. Zastałem go w Londynie. 

Rafał Betlejewski: Czy mógłby mi pan powiedzieć, co się dzieje z Liu Xiaobo i jego rodziną w tej chwili?



Jared Genser:  To jest okropna i tragiczna sytuacja. Trudna do zrozumienia. Po podpisaniu karty 08 która była wzorowana na czeskiej karcie 77 został skazany na 11 lat więzienia za próbę obalenia władzy. W październiku 2010 roku otrzymał Pokojową nagrodę nobla i w zasadzie natychmiast jego żona, Liu Xia, z którą ja ściśle współpracowałem kilka kiesięcy wcześniej, została zatrzymana. I od ponad trzech lat siedzi w ścisłym areszcie domowym. Nie może opuszczać domu, nie może przyjmować gości, nie ma internetu ani nie może wysyłać i otrzymywać poczty i używać telefonu. Czasami jest zabierana z domu pod eskortą policji. Raz w miesiącu może odwiedzić Liu Xiaobo w więziieniu, takie mam informacje. Jedzenie jest jej dostarczane do domu. Policjant stoi na zewnątrz jego mieszkania cały czas, a przed budynkiem stoi ze sześciu tajniaków. To w istocie jest ciężkie więzienie. 

Było tylko kilka przypadków trzy cztery, że jakiś przyjaciel gdzieś przedarł się pod drzwi. 99 procent prób się nie powodzi. Ale prawdziwy kafkowski wymiar tej sytuacji polega na tym, że rząd Chiński zaprzecza, żeby Liu Xia była pod jakimkolwiek dozorem. 

Rafał Betlejewski: Jak to możliwe? jak udaje się sprzedać takie kłamstwo?

Jared Genser: Nie sądzę, żeby ktokolwiek w to wierzył. Dlatego zresztą ta sprawa jest tak trudna. Ja pracuję nad tym przypadkiem już trzy lata a wcześniej przez pięć lat reprezentowałem Aung San Su Kyi z Birmy, kiedy ona siedziała w areszcie domowym i wiem, że niewiele rządów na świecie jest gotowych zakwestionować to, co mówi rząd Chiński. Nawet Francja Anglia i USA, trzej członkowie rady bezpieczeństwa, które powinny być najbardziej zainteresowane pomocą nie podejmują krytyki. Prezydent Obama, którego prosiliśmy o podpisanie listu w tej sprawie sygnowanego przez 134 noblistów z całego świata i skierowanego do Xi Jingpinga odmówił. Waszyngtn nigdy oficjalnie nie zwrócił się o wypuszczenie Liu Xia z aresztu. Więc nie tylko, że rząd Chin kłamie, ale nikt nie chce tym kłamstwom zaprzeczyć. Tylko ONZ wypowiedział się mocno, stwierdzając, że Liu Xiaobo i jego żona są przetrzymywani nielegalnie. 


Rafał Betlejewski: Gdzie jest Liu Xiaobo teraz?


Jared Genser: W więzieniu w Pekinie. Przebywa w celi odosobnienia, gdzie przeniesiono go po otrzymaniu nagrody, co w paradoksalnie nie jest takie złe, gdyż uniemożliwia fizyczne skrzywdzenie go przez agentów rządowych. 

Rafał Betlejewski: Jak wygląda takie więzienie?

Jared Genser: To jest więzienie państwowe, w którym znajdzie się pewnie trochę więźniów politycznych, ale rozsianych po budynku, ale to nie jest areszt dla więźniów politycznych. Polityczni są rozsiani po kraju, nie trzyma się ich pod jednym dachem, bazując na doświadczeniu takich krajów jak Polska. Zarówno ona jak i on są w opłakanej sytuacji.  Jej brat został ostatnio skazany na wiele lat więzienia, by wzmocnić jeszcze presję na rodzinę, co jest jedną z technik ucisku. Szykanowani są nie tylko dysydenci, ale także rodziny i prawnicy. To pokazuje, jak bardzo rząd chiński boi się własnego społeczeństwa. Ponad 130 miliardów dolarów rocznie Chiny wydają na bezpieczeństwo wewnętrzne. To jest nieprawdopodobna kwota pieniędzy. Te pieniądze idą na opłacenie milionów ludzi, którzy monitorują internet, rozmowy telefoniczne oraz wszystkich tych ludzi, którymi rząd jest zainteresowany. A tych ludzi jest dużo. Obecnie w Chinach mamy 120 000 protestów społecznych rocznie. To co prawda nie są protesty polityczne a raczej ekonomiczne, walka z zarządami fabryk, lub protesty przeciwko kopalniom lub korupcji. Między innymi władze mają taką konieczność w utrzymaniu wzrostu, gdyż jak długo ludzie czują, że się poprawia są mniej zainteresowani walką o prawa polityczne. Problem pojawi się, gdy wzrost ekonomiczny się zatrzyma. 



Rafał Betlejewski: Proszę powiedzieć, co się wydarzyło z bratem Liu Xia. 

Jared Genser: On został skazany na 10 lat więzienia pod pretekstem przestępstw ekonomicznych. Zresztą przy tej okazji ostatni raz widziano Liu Xia, gdyż została przewieziona na rozprawę brata. Kiedy prowadzono ją pod eskortą z powrotem do samochodu, któryś z dziennikarzy zdołał do niej coś krzyknąć, a ona zdołała powiedzieć tylko tyle: poinformujcie świat, że nie jestem wolna. Pytanie więc: czy to jest przestępstwo w dzisiejszych Chinach, by być żoną Liu Xiaobo? Odpowiedź brzmi: tak. Z tego co wiem, jest więc jedyną osobą dziś na świecie, która siedzi w więzieniu bo jest czyjąś żoną. 

Co interesujące, w czasie, gdy zbliżało się ogłoszenie laureata nagrody Nobla, rozmawiałem z nią wielokrotnie, o tym, co się stanie, jeśli pan Xiaobo otrzyma nagrodę. Wiadomo było, że jest na liście kandydatów. Opowiedziałem jej przypadek Natana Szarańskiego, działacza rosyjskiego, którego żona została zmuszona do opuszczenia kraju. Następne 10 lat spędziła jeżdżąc po świecie i starając się o uwolnienie męża z radzieckiego więzienia. Wiadomo było, że dla Liu Xia nie ma prostej odpowiedzi na pytanie co zrobić po nagrodzie. Pomysł, by opuścić Chiny i jeździć po świcie przedstawiając sprawę męża był jednym z dobrych pomysłów. Ale Liu Xia odpowiedziała, że Chny to jej dom, jej kraj, tak jak i dla jej męża, i nie wyobraża sobie, że mogłaby go kiedykolwiek zostawić. Rozumiała, że może zostać zatrzymana. Rozumiała, że zapewne rząd Chiński nie zaakceptuje sytuacji, że żona laureata pokojowego Nobla będzie wolna by spotykać się z dziennikarzami i dyplomatami. Rozumiała to, przynajmniej w teorii, choć praktyczna strona nie docierała do niej jeszcze, gdyż doprawdy trudno sobie wyobrazić sytuację, w której przez trzy lata, dzień za dniem pozostaje się odciętym od świata. To jest wiadomość wysłana do innych dysydentów: zobacz, co zrobiliśmy z nią, pomyśl, co możemy zrobić z tobą. To yła jej świadoma decyzja. 

Rafał Betlejewski: Czy był pan w Chińskim sądzie?

Jared Genser: Byłem w budynku sądu, ale nigdy na rozprawie, gdyż takie rozprawy są zamknięte dla mediów i obserwatorów. W takim miejscu został skazany Liu Xiaobo oraz brat Liu Xia. 



Rafał Betlejewski:  Ale czy wie pan, jak takie rozprawy wyglądają?

Jared Genser: Tak, wiem to od wielu dysydentów. To jest zamknięta sala. Jest oskarżony, taki jak Liu Xiaobo i jego przedstawiciel po jednej stronie, a kilku oskarżycieli po drugiej stronie. Będzie jeszcze jeden sędzia i kilku strażników sądowych. Dowodami oskarżenia w sprawie Liu Xiaobo były jego prace pisemne a także karta 08. Liu Xiaobo nie był rzecz jasna jedynym autorem karty 08. Ale tym, co tak rozsierdziło chińskie władze, był fakt, że nie proponowano tam obalenia władzy, ale zreformowanie jej od środka. Taka myśl jest jeszcze bardziej niebezpieczna, gdyż zważywszy na poziom wzrostu w Chinach, ludzie nie chcą obalać rządu w ciągu nocy, gdyż chaos i anarchia nie sprzyja interesom. Co nie oznacza, że ludzie nie chceliby systemu wielopartyjnego i mniejszej korupcji. 
Sama rozprawa jest raczej szybka. Rozprawa Liu Xiaobo trwała jeden lub dwa dni. 

Rafał Betlejewski:  Czy podczas rozprawy jest możliwość powołania świadków, przedstawiania dowodów na swoją niewinność?

Jared Genser: W tych sprawach, które dotyczą bezpieczeństwa narodowego, przepisy są tak ustawione by w praktyce nie można było z nimi walczyć. Oskarżenie mówiło o ty, że karta 08 i inne artykuły Liu Xiaobo zmierzały do obalenia władzy. A jego obrona polegała na podniesieniu prawa do wypowiedzi, zagwarantowanego w konstytucji i traktatach międzynarodowych, które Chiny podpisały. Twierdził też, że jest patriotą i dąży do polepszenia rządu w swoim kraju. Ale dowody przedstawione przez policję pozwoliły sędziemu z czystym sumieniem skazać go na więzienie. 

Oczywiście chiński system sądowy nie jest niezawisły. 

Rafał Betlejewski: No właśnie, kim jest sędzia w takiej sytuacji? Czy on jest niezawisły, czy jest po prostu partyjnym funkcjonariuszem?

Jared Genser: Żeby zostać sędzią w Chinach trzeba być członkiem partii komunistycznej. Pozostaje się pod kontrolą. A w takich sprawach żadna decyzja nie zapada bez konsultacji z partią. Takie decyzje zapadają na wysokich szczeblach władzy. Ten konkretny wyrok, z tego co podejrzewamy, został zatwierdzony lub wręcz wdany przez ówczesnego prezydenta Chin, Hu Dzin Tao. I mimo, że pod kartą podpisało się wielu chińskich dysydentów, Liu Xiaobo był pierwszym nazwiskiem na liście więc został potraktowany przez prezydenta dość osobiście. Ponoć Hu Dżin Tao miał powiedzieć, że wężowi musimy odciąć głowę. Tą głową był Liu Xiaobo. Musimy pamiętać, że to jest znaczący profesor, osoba związna z protestami studentów na placu Tienanmen w 1989 roku, liderem protestu głodowego. Brutalne zdławienie tych protestów stało się dlaLiu Xiaobo egzemplifikacją tego, do czego zdolny jest jednopartyjny system i totalitarny reżim. To także jest początkiem jego teoretycznych postuatów co do zmiany systemu politycznego w chinach.  

Rafał Betlejewski:  Jak działa system polityczny w Chinach? Do kogo należy władza?

Jared Genser: To jest interesujące. Z zewnątrz ten system wydaje się dość nieprzejrzysty. Można by oczywiście powiedzieć, że przewodniczącu Xi Jingping pociąga za sznurki i trzyma całą władzę. Ale to byłby błąd. Jest Komitet Centralny złożony z 7 członków partii komunistycznych. System jest ciekawy. Ludzie, którzy dostają się na szczyty władzy to w większości ludzie bardzo dobrze wykształceni i merytorycznie przygotowani. To w większości naukowcy reprezentujący nauki ścisłe, inżynierowie, matematycy, akademicy. Wybitnie inteligentni. Potrafią zarządzać w wielu aspektach. Większość decyzji zapada na zasadzie konsensusu głównych liderów z przewodniczącym jako katalizatorem procesu. Jest Zjazd Partii Komunistycznej ale to ciało raczej zatwierdza to, co przyjdzie z góry. Można powiedzieć, że pomiędzy rządem, a procesem legislacyjnym występuje duża zbieżność. Technicznie to osobne organa władzy wedle konstytucji, ale legislatura zatwierdza po prostu to, co wymyślą rządzący. Konstytucja stwierdza też, że system sądowniczy jest niezależny i w zasadzie można powiedzieć, że w przypadku prostych spraw karnych ma pewną swobodę i zajmuje się po prostu swoją pracą, ale zawsze pod czujnym nadzorem organów wykonawczych partii komunistycznej i w każdej chwili partyjny przywódca może powiedzieć sędziemu, co ma robić. 

W przypadku dysydentów to już jest oczywiste. Mam taki przykład mojego kolegi szkolnego z Harvardu i chińskiego dysydenta Yang Janli którego postać stała się znana na świecie ze względu na jego powiązania z USA i pracę, jaką wspólnie wykonywaliśmy. Jego sprawę wygraliśmy w ONZecie, zebraliśmy 120 podpisów kongresmenów amerykańskich pod listem do prezydenta Busha, by podniósł tę sprawę z przewodniczącym Hu Dżin Tao, co uczynił. Yang Janli spędził w więzieuniu ponad półtora roku zanim postawiono mu w ogóle jakiekolwiek zarzuty. I proszę sobie wyobrazić, że w jego przypadku sędzia nie otrzymał na czas odpowiednich wytycznych z partii, co ma zrobić. A zgodnie z chińskim prawem wyrok musi zostać ogłoszony na trzy miesiące po zakończeniu procesu. Ten czas dobiegł końca i nastąpiła dość żenująca sytuacja, gdy sędzia wezwał mojego kolegę, obrońcę Janli do swojego gabinetu. Każda ze stron procesu może prosić o miesięczne przedłużenie tego terminu. I sędzia błagał obrońcę Yang Janli o wystąpienie do sądu z taką prośbą, gdyż on biedny nie wiedział jeszcze, co ma zrobić. Trzeba oddać wielki szacunek prawnikowi Janli, panu Mo Siao Pengowi, obrońcy praw człowieka w Chinach. że odmówił. Powiedział, że nie wystąpi o przedłużenie, gdyż tego nie chce. Sędzia znalazł się w kropce, gdyż najwyższe kierownictwo partii było podzielone i nie potrafiło podjąć decyzji. Ostatecznie werdykt został ogłoszony z prawie pięciomiesięcznym opóźnieniem. 





Rafał Betlejewski: Niezwykła historia! Czy mógłby nam pan teraz opowiedzieć pokrótce, czego chińscy opozycjoniści domagają się w karcie 08?


Jared Genser: To jest dokument stworzony na bazie czechosłowackiej karty 77. Podpisany wstępnie przez 350 chińkskich intelektualistów, a dziś już przez ponad 10 000 osób w Chinach i za granicą. Postuluje się w niej zmianę konstytucji, uczytelnienie podziału władzy, niezawisłe sądownictwo, gwarantowanie praw człowieka, dopasowanie chińskiego prawa do prawa międzynarodowego, wolność zrzeszania się, wolność słowa i religii, stworzenie systemu kapitalistuycznego z wolnym rynkiem i ochroną własności prywatnej, a nawet takie rzeczy jak reforma systemu podatkowego i ubezpieczeń społecznych, a także, co jest bardzo ważne dla przyszłości Chin, stworzenie systemu federacyjnego, bo w Chinach mamy wiele zróżnicowanych regionów, takich jak chociażby Tybet. Czyli chodziłoby o stworzenie lokalnych administracji, niezależnych od Pekinu, gdzie mniejszości etniczne mogłyby się swobodnie organizować. To w gruncie rzeczy jest całkowicie nowe podejście do systemu rządzenia w Chinach, który obecnie jest silnie scentralizowany. 

Rafał Betlejewski:  Czy od kiedy karta została podpisana, jakikolwiek postulat udało się spełnić?

Jared Genser: Nie byłoby uczciwym powiedzieć, że Chiny poruszają się tylko w złym kierunku. W ciągu ostatnich 30 lat Chiński rząd podźwignął z biedy prawie 500 milionów ludzi, utrzymując prawie 10 procentowy wzrost PKB rocznie. Setki milionów ludzi podniosło swoje dochody. To jednak niezwykłe osiągnięcie w kraju, który ma prawie 1.3 miliarda ludzi. W mojej opinii rozwój ekonomiczny nie musi wykluczać rozwoju politycznego, a jednak tak to w Chinach wygląda. Współczesnym wyzwaniem jest więc pytanie, jak w tym centralnie zarządzanym systemie uwzględnić odpowiedzialność ludzi i różne polityczne, ekonomiczne i etniczne aspiracje. W tym sensie żaden z postulatów karty 08 nie został nawet rozpatrzony. Jest pewien postęp w sądownictwie w zakresie spraw gospodarczych. Dziś obywatel ma dużo większą szansę na sprawiedliwość w zetknięciu z przedsiębiorstwami. Udało się też zmniejszyć zjawisko przetrzymywania w więzieniach po zakończeniu wyroku. 100 000 osób odzyskało w ten sposób wolność w stosunku do tego, co się działo 10 lat temu. Tu chodziło nie tylko o przetrzymanie po, ale także o często wieloletnie przetrzymywanie więźniów przed postawieniem zarzutów. Nie chodzi tu rzecz jasna o sprawy polityczne, a o tysiące przypadków zwykłych ludzi, którzy mieli kłopoty z chińskim wymiarem sprawiedliwości. I trzeba przyznać, że w zakresie walki z biurokracją poczyniono tutaj pewne postępy. 

Rafał Betlejewski:  Proszę nam pomóc zrozumieć, jak duża jest chińska opozycja? Ile ludzi uważa, że system powinien się zmienić?

Jared Genser: No, trzeba zauważyć, że ilość protestów w Chinach to ponad 120 000 rocznie. Sytuacja jest radykalnie inna od tej, gdy system zaczynał się otwierać w 1979 roku. W tej chwili setki milionów ludzi ma dostęp do telefonów komórkowych. Rząd próbuje monitorować internet i blokować poszczególne strony, do czego zatrudniona jest istna armia urzędników, ale oczywiście nawet taką blokadę daje się obejść. Oblicza się, że w ciągu następnych lat dodatkowe 300 milionów ludzi będzie miało dostęp do telefonów komórkowych i prowajderów danych. Wydaje się więc, że tej bitwy rząd nie wygra. Jeśli przyjrzeć się temu, co Chińczycy komunikują na tweeterze, facebooku i chińskich odpowiednikach tych serwisów, dostrzec można olbrzymie niezadowolenie z systemu jednopartyjnego. Ludzie nauczyli się rozumieć, jak daleko mogą się posunąć w krytyce rządu, gdzie jest ta nieprzekraczalna bariera. Pytanie brzmi, czy próbujesz zorganizować protest ekonomiczny, czy polityczny. Ten drugi szybko może wpędzić cię w kłopoty. Obecnie w Chinach trzeba się zarejestrować pod nazwiskiem, zanim otrzyma się dostęp do internetu. Chodzi o to, żeby było wiadomo, kto co robi i mówi. Ciny nie mają wolnej prasy. Cenzura jest bardzo ostra. Jeśli chciałbyś napisać słowo Tienanmen, taki tweet nigdy nie wyjdzie. Ale ludzie obchodzą te zakazy używając innego języka i wyrażeń zastępczych. 

Rafał Betlejewski: Czy w Chinach istnieje jakaś zorganizowana forma opozycji? W Polsce w latach 80' mogliśmy nazwać opozycję, jako Solidarność. Czy w Chinach istnieje taki ruch opozycyjny, który można nazwać?

Jared Genser: Niestety nie. Oczywiście wiele osób należy do czegoś, co można nazwać demokratyczną opozycją, zarówno w Chinach jak i na uchodźctwie, ale z przykrością stwierdzam, że ta opozycja jest bardzo podzielona. Liu Xiaobo jest takim zwornikiem opozycji szczególnie po otrzymaniu Nagrody Nobla w 2010 roku ale on jest politycznym teoretykiem, a nie liderem. Oczywiście teoretyk może stać się liderem w przyszłości, ale on w tej chwili siedzi w więzieniu a jego żona w areszcie domowym. Karta 08 pozostaje taką deklaracją podstawy ruchu na rzecz demokracji w Chinach i pomimo różnych frakcji politycznych podstawą do poszukiwania wspólnej wizji Chin w przyszłości. 

Rafał Betlejewski: Czy można powiedzieć, że wzrost ekonomiczny jest sposobem na skorumpowanie społeczeństwa chińskiego, to znaczy zwrócenie jego uwagi na sprawy ekonomiczne. Wszyscy są zajęci zarabianiem pieniędzy i każdy chce się załapać na rosnący tort, zamiast zająć się wolnością polityczną. 


Jared Genser: To ciekawe. Pamiętajmy, że rząd godzi się na ekonomiczne protesty. Wszyscy właściwie wiedzą też, że w systemie jednopartyjnym będzie występować korupcja. W takim systemie nie ma przejrzystości, trudno o dobre zarządzanie i odpowiedzialność. I rzeczywiście, przez wiele lat udało się utrzymać niezwykle dynamiczny wzrost ekonomiczny, który nie przyniósł zmian politycznych, ale w końcu system jednopartyjny zacznie zwyczajnie ciążyć na ekonomii. I to zaczyna być widoczne w przypadku wielu państwowych przedsiębiorstw, masowych zwolnień, czy niepokojów społecznych związanych ze świadczeniami emerytalnymi. Udaje się też usunąć lokalnych burmistrzów przez ruchy społeczne. Nie jest łatwo zarządzać tak wielkim krajem jednoosobowo z Pekinu, niezależnie od tego, jaki geniusz może siedzieć za sterem. Trudno też komuś takiemu na odległość rozpoznać problemy i zdefiniować sytuację. Część decyzji centralnych staje się nieaktualne, zanim dotrą na poziom lokalny. Chiny mają ponad sto miast o populacjach większych niż milion ludzi. Czymś takim nie da się zarządzać z Pekinu. Problemem dla partii komunistycznej jest też zjawisko niezwykłego bogacenia się członków establiszmentu i trudności związane z tłumaczeniem tego opinii publicznej. 

Rafał Betlejewski:  Czy pan osobiście jako prawnik i aktywista pracujący dla chińskiej opozycji odczuł kiedyś na własnej skórze działanie władzy?

Jared Genser: Do tej pory nie, gdyż jestem bardzo ostrożny. Nie przekraczam pewnych granic, które mogłyby mi zagrozić. Gdy spotykam się z dyplomatami, pracownikami NGOsów, czy dziennikarzami, uważam na upublicznianie nazwiska. Nie jestem na czarnej liście, ale z pewnością jestem obserwowany. Wydaje mi się, że w pewnym momencie może mi zostać cofnięta wiza lub mogę zostać wydalony, gdy zostanę uznany za zbyt duży kłopot. Więc chociaż znam wiele osób, które są w delikatnej sytuacji prawnej raczej się z nimi nie kontaktuję, a już na pewno nie spotykam się z tymi ludźmi osobiście, gdyż to mogłoby narazić ich życie na niebezpieczeństwo. Dużo bardziej niebezpieczne takie spotkanie ze mną jest dla moich chińskich partnerów, niż dla mnie. Aresztowanie białego adwokata praw człowieka, który jest przedstawicielem Liu Xiaobo było by takim kłopotem, którego władze nie chcą. 

Rafał Betlejewski:  Czy w Chinach jest pan śledzony?

Jared Genser: O tak, z pewnością. Zdarzało mi się przebywać w pokojach hotelowych, gdzie dla własnej rozrywki, można powiedzieć, układałem rzeczy w pewien sposób, tylko po to, by się zorientować, że coś zostało poruszone. Więc tak, jestem pewien, że moje rzeczy są przeszukiwane i nigdy nie zabieram do Chin urządzeń elektronicznych, w obawie, że zostaną skopiowane. 

Rafał Betlejewski:  Dlaczego pan się tym zajmuje?

Jared Genser: To jest pytanie, które zapewne zadają sobie w partii komunistycznej. Ale mam dobrą odpowiedź. Opowiem taką historyjkę. Byłem na uniwersytecie w USA w roku 1997 robiłem magisterkę, kiedy Jang Zemin, ówczesny przewodniczący chińskiej partii komunistycznej, prowadził wizytę w USA. Tak się stało, że postanowił też odwiedzić Harvard, czyli moją uczelnię. Wtedy zajmowałem się prawem amerykańskim. Od tajwańskiego kolegi dowiedziałem się, że jest organizowana pikieta podczas wizyty Jang Zemina. Osobiście nie miałem nic na przeciwko tej wizycie i przemówieniu przywódcy, ale szybko zorientowałem się, że sposób przeprowadzenia wizyty na uczelni budzi obiekcje. Władze Harvardu chciały rozwinąć czerwony dywan przed Jang Zeminem i pozwolić mu przemieszczać się po kampusie w jego własnej totalitarnej bańce, że tak powiem. Zakazano jakichkolwiek protestów i wystąpień, oraz zadawania jakichkolwiek pytań. To mi się fundamentalnie nie zgadzało z wizją uniwersytetu, który powinien być bastionem wolności i wymiany myśli. Nie tylko ja tak poczułem. Przed budynkiem, w którym zatrzymał się Jang Zemin zebrało się 5000 ludzi - największy protest na Harvardzie od czasu wojny wietnamskiej. Byliśmy dość głośni. Dziennikarze pytali przewodniczącego, czy widział protestujących, a on odrzekł, że widział ich, ale że powinni znacznie podnieść głos, bo ich nie słyszy. 



Rafał Betlejewski: Czyli to Jang Zemin natchnął pana do stania się aktywistą?

Jared Genser: Dokładnie. I to doświadczenie protestu, nawet nie tyle sam Jang Zemin, ale to poczucie walki o coś i przynależności. Poznałem także ciekawych ludzi, na przykład obecnego premiera rządu Tybetu na uchodźctwie, który wtedy był studentem, a także wielu Chińczyków, którzy ucierpieli w wyniku działania jednopartyjnego  systemu w Chinach. Zrozumiałem, jak niewiele wiemy o sytuacji w Chinach, postanowiłem więc skończyć prawo, by mieć w ręku narzędzie walki z takimi systemami jak ten chiński.

Rafał Betlejewski: Czy ten wybór wiąże się dla pana z dodatkowym kosztem? Czy nie miałby się pan lepiej jako prawnik w korporacji?

Jared Genser: Tak, z pewnością miałbym się lepiej finansowo, ale to nie byłaby taka frajda. 

-------------
Zobacz także:
Rozmowa z Jaredem Genserem po angielsku
Posłuchaj rozmoey z polskim tłumaczeniem na stronie RDC

wtorek, 29 października 2013

Ludzie Bonzai - zredukujmy biedę do zera przed 2030 rokiem


Przemówienie pana Muhammada Yunusa, laureata pokojowej nagrody Nobla na szczycie noblistów w Warszawie, 22 października 2013 roku. 



Należy zrozumieć ten prosty fakt: bieda nie została zawiniona przez biednych. To nie jest ich wina. Biedni są ofiarami biedy. Bieda została na nich wymuszona. To nie jest coś, co biedni dla siebie wymyślili. 

Jeśli zamienić dzieci - z ulicy do pałacu i z pałacu do ulicy, to książę wyrośnie na przestępcę, a żebrak na księcia. Nasza sytuacja wyjściowa nie jest przez nas zawiniona. Zresztą tak samo jest z mieszkańcami państw bogatych. Chcą myśleć, że sytuacja ich krajów wynika z jakichś racjonalnych przesłanek, pracowitości, zapobiegliwości, lepszemu zorganizowaniu. A jednak oni sami w żaden sposób się do tego nie przyczynili. 

Bieda wynika z mechanizmów niezależnych od biednych ludzi. Więc dopóki nie zmienimy mechanizmów, które tworzą biedę, nigdy się jej nie pozbędziemy. 


Mam taką metaforę na określenie biednych ludzi: drzewka bonzai. Bierze się ziarenko najwyższego drzewa i wsadza do doniczki na kwiaty i pozwala się rosnąć. Ale drzewko wyrasta tylko trochę. Jest ładniutkie, ale malutkie. Identyczne jak to wielkie drzewo. Stawia się je na parapecie w pokoju i nazywa bonzai. I można się zastanowić, czemu to drzewko nie urosło tak jak w lesie? Czy coś jest nie tak z ziarnem? Nie, przecież wzięliśmy najlepsze ziarno. To czemu nie urosło? No bo jest w doniczce na kwiaty. Miało niewielką ilość ziemi. Dlatego nie urosło tak jak w lesie. I ja na biednych ludzi mówię Ludzie Bonzai. Z ich ziarenkami wszystko jest w porządku. Po prostu społeczeństwo nigdy nie dało im wystarczającej przestrzeni do wzrastania. Dlatego biedacy wyglądają inaczej - ze względu na to, że odmówiono im możliwości. A czemu im odmówiono? Bo stworzyliśmy bardzo zły system. Chodzi mi o system kapitalistyczny. Kapitalizm jest oparty na zasadzie maksymalizacji zysku. To jest jedyny cel działania - wyciągnąć maksymalne zyski. W rezultacie kapitalizm zmienia nas wszystkich i każdego z osobna w robota do wytwarzania pieniędzy. Przez całe życie wytwarzamy tylko pieniądze. Jak najwięcej. I nie mamy nawet czasu, by się rozejrzeć. System popycha nas w tę stronę i w istocie jest to jedyny kierunek, w którym można się poruszać. Ale czy to jest właściwa definicja człowieczeństwa? Czy ludzie to roboty? Czy ludzie nastawieni są na realizację jednego tylko zadania? Nie! Człowieczeństwo jest czymś znacznie większym niż pogoń za pieniądzem. Ta pogoń jest już uzależnieniem. A nawet jeszcze więcej: poza tą pogonią nie ma nic, gdyż po prostu nie wiemy już, co mielibyśmy robić. Jeśli więc udałoby nam się przedefiniować człowieka w systemie kapitalistycznym, jako osobę wielowymiarową musielibyśmy przedefiniować cały system tak, by sprzyjał człowiekowi wielowymiarowemu. Moglibyśmy stworzyć firmy, które prowadzą interesy inaczej niż firmy obecnie istniejące. To właśnie próbujemy robić w Grameen Banku i nazywamy to "biznesem społecznym", czyli biznesem nie generującym zysku a rozwiązującym problemy ludzkie. 

Gdy tworzyłem Grameen Bank pomyślałem, że przyjrzę się, jak funkcjonują baki komercyjne, a następnie zrobię wszystko dokładnie odwrotnie. 

Banki komercyjne są własnością bogatych mężczyzn - Grameen Bank należy do biednych kobiet. Banki komercyjne wypracowują zysk. Grameen Bank nie. Banki komercyjne pożyczają ludziom, którzy mają pieniądze. Grameen Bank pożycza tylko żebrakom. Banki komercyjne produkują pieniądz dłużny. Grameen Bank działa w oparciu o własny kapitał. Banki komercyjne działają w oparciu o kalkulację ryzyka. Grameen Bank opiera się na zaufaniu. Nie wymagamy na przykład zabezpieczeń dla pożyczek. A skoro opiera się na zaufaniu, nie ma potrzeby tworzyć dokumentu pomiędzy pożyczkobiorcą a pożyczkodawcą. Grameen Bank jest jedynym bankiem na świecie, w którym nie pracują prawnicy. Nie ma żadnego prawnika, a bank działa. Działa, rozwija się i rozrasta na całym świecie. 

Mówimy więc o biznesie, który jest oderwany od modelu zysku a jego celem jest rozwiązywanie ludzkich problemów. Kiedy zaprzęgnie się myślenie biznesowe do rozwiązywania problemów ludzi, może to być bardzo skuteczne. Zwyczajowo myślenie biznesowe nastawione jest tylko na robienie pieniędzy, a kiedy o tym opowiadam, ludzie wątpią i mówią, że to nie ma szansy działać, bo nie ma zysku. Nie ma zachęty do działania. Jeśli zabierzesz zachętę, mówią, biznes nie przetrwa. A ja mówię: tak, rozumiem, że zysk jest zachętą, ale nie zgadzam się, że jest najważniejszą zachętą. Tak, zysk jest zachętą, ale na pewno nie jedyną. Dla ludzi wiele rzeczy może być zachętą do działania. Ale kapitalizm pomija tę oczywistość i zawęża nasze pojmowanie do tej jednej motywacji: do zysku. A ja odpowiadam, że osiągnięcia osobiste, albo wkład w rozwój społeczności, wpływ na rzeczywistość mogą być świetnymi motywacjami. Poświęcasz życie temu, by coś się zdarzyło i to może być siła napędzająca cię do działania. Ale tego się nie uwzględnia w kapitalizmie. 

Świat się zmienia bardzo szybko. Każdego dnia jest inny. Tyle zmian w ciągu ostatnich 25 lat. Komunizm upadł, apartheid upadł, mur berliński runął. Proszę sobie wyobrazić, co się może stać w ciągu następnych 25 lat. Wszystko, co wydawało się niemożliwe, stało się możliwe. Odległość pomiędzy niemożliwością i realnością bardzo się skrócił. Dlaczego więc nie pomyśleć śmielej? Dlaczego nie pomyśleć o świecie, w którym nie będzie nikogo biednego! Czy to możliwe? Tak! A będzie niemożliwe, jeśli tylko postawimy sobie taki cel. 

Dziś Bangladesz osiągnął swój cel milenijny numer jeden, czyli zredukował biedę o połowę. Mieliśmy to osiągnąć w 2015 roku, a jednak udało się to w roku 2013. Więc jeśli kraj taki jak Bangladesz - a w Bangladeszu bieda jest ogromna - potrafił zredukować biedę o połowę, wyobraźmy sobie ile krajów może to osiągnąć! Czemu więc nie powiedzieć tak: chcemy zredukować biedę do zera przed rokiem 2030! To możliwe!

Nie rozumiem, czemu ktokolwiek miałby pozostawać bez pracy. Bezrobocie jest zjawiskiem wykreowanym przez system, który sobie wymyśliliśmy. Z młodym człowiekiem, który jest bez pracy wszystko jest w porządku. On jest tym ziarnem, które może wyrosnąć w drzewo. Jest zdolny, wykształcony, ale nie ma dla niego zastosowania. Sam nie może się zatrudnić. Skorzystać z własnych mocy. System nie znalazł dla niego miejsca. Z człowiekiem jest wszystko w porządku, ale z systemem już nie. Więc ja mówię tak: bezrobocie to jest taki dżin, którego wsadziliśmy do butelki. Czy nie było by dobre, żeby każdy mógł pokazać na co go stać?
Narzekamy na bezrobocie w Europie. Ale spójrzmy na Trzeci Świat. Bezrobocie to nasza codzienność. Stworzyliśmy świat, w którym ludzie, którzy chcieliby dać coś z siebie nie mogą tego zrobić. Może więc to dobry czas, by zmienić świat? To jest - moim zdaniem - jedyne rozwiązanie.

-----------------
Zobacz:
Muhammad Yunus Wikipedia

niedziela, 27 października 2013

System

Oto w skrócie opis systemu, który stworzyliśmy:




1. Podstawą systemu jest przymus ekonomiczny. 

2. Przymus ekonomiczny jest generowany przez pusty pieniądz dłużny, który jest w istocie sposobem opodatkowania pracy. 

3. Podstawą organizacji pracy jest korporacja. 

4. Korporacje są bytami niezależnymi od woli ludzi i funkcjonują w oparciu o jedną zasadę: generowanie bezpiecznego zysku. Żaden człowiek nie ma wpływu na korporację.

5. Wielkość zysku pozostaje drugorzędna. 

6. Korporacje nie należą do ludzi. Własność korporacji została upłynniona na giełdach papierów wartościowych i w rezultacie korporacje należą do innych korporacji. W tym sensie nie ma w nich żadnego etycznego odruchu, który może wynikać tylko z głębokiego ludzkiego odruchu  odpowiedzialności. 

7. Ludzie w korporacji pozostają ubezwłasnowolnieni. Mogą zaledwie "wpisać się w strukturę". Cały swój talent, kreatywność i pracowitość pracownicy korporacji wykorzystują na uzasadnienie swojego istnienia w korporacji, gdyż ze względu na rozmiar korporacji pozostają oderwani od osiągalnego przez korporację wpływu na rzeczywistość i konsekwencje ich decyzji są dla nich niedostępne. 

8. Korporacja to "grupa ludzi, która została uprawniona do działania jako jeden zespół", w związku z tym korporacje domagają się od swoich pracowników jedności na wszystkich polach, także w zakresie życia prywatnego, postaw społecznych, zachowań ekonomicznych oraz kontrolują zakres wypowiedzi znacząco ograniczając ekspresję. W tym sensie znaczna część pracowników korporacji "znika" z intelektualnego życia społecznego i nie wzbogaca publicznej debaty ani działaniami, ani postawami, ani wypowiedziami.  

9. W tym samym czasie korporacje dążą do zawłaszczenia "kultury" ludzkiej i przerobienia jej albo na wartość rynkową albo na elementy własnego marketingu. Paradoksalnie ze względu na swoje "ubezwłasnowolnienie" pracownicy korporacji odczuwają satysfakcję, gdy widzą, że to się udaje. 

10. Wszyscy pracownicy korporacji są zadłużeni. 

11. Dług jest sposobem na dodatkowe opodatkowanie pracy i wzmożenie przymusu pracy.

12. Pieniądz dłużny, czyli kredyt, jest generowany przez korporację bankową z "niczego" to znaczy powstaje w chwili zawarcia umowy kredytowej. Z niczego! Nigdy wcześniej nie istniał i oderwany został od jakiegokolwiek waloru. Składając podpis na umowie kredytowej kredytobiorca de facto tworzy pieniądz, który pożycza, to znaczy nadaje mu wartość, przez swoją przyszłą pracę - zobowiązuje się do pracy. Teraz będzie musiał pracować, żeby spłacać odsetki od tego długu, czyli w istocie pozwala na długotrwałe opodatkowanie swojej pracy przez korporację bankową. Co ciekawe, po zwróceniu pieniędzy do banku, bank nie ma tych pieniędzy - one znikają, gdyż bank nigdy ich nie miał. 

13. Gdyby ludzie się nie zadłużali, nie byłoby ich stać na zakupienie tego, co produkują korporacje. 

14. Pieniądz dłużny tworzy inflację, która jest sposobem opodatkowania nas wszystkich. 

15. Całość złota i metali szlachetnych, która mogłaby nadawać wartość pieniądzu została zakopana w piwnicy i usunięta ze światowej gospodarki. Leży bezużytecznie. Nikt nie ma dostępu. 

16. W naszym imieniu korporacje okradają cały świat, a szczególnie te rejony świata, które nie mają korporacji. 

17. W rezultacie wszyscy mamy wrażenie, że nikt nie ma na nic wpływu. 

18. Wydaje nam się, że świat, w którym żyjemy jest jedynym możliwym światem i nie ma dla niego alternatywy. Każdy odrębny pomysł to niebezpieczna utopia. 

19. Demokracja służy utrzymaniu systemu i wywołania złudnego poczucia wpływu, choć i w ten wpływ wierzy coraz mniej ludzi.

Jason Polak

----------------------
Czytaj także:
Panalosa o tym, jak moglibyśmy budować miasta
Wiersz: Kto jest wolny jak ja?
Mairead Magure: Prawdziwa sytuacja w Syrii


Russell Brand: Nadchodzi rewolucja

Tłumaczenie telewizyjnego wywiadu przeprowadzonego dla BBC przez Jeremiego Paxtona z aktorem i komikiem Russellem Brandem.





Jeremy Paxman: Czy to prawda, że nie głosujesz?
Russell Brand: Nie, nie głosuję.
Paxman: W jaki sposób możesz się więc wypowiadać na temat polityki?
Brand: No na pewno nie chcę funkcjonować w tym wąskim paradygmacie, który służy elicie. Gdzie indziej poszukuję pomysłów, które mogą służyć ludzkości. Alternatywnych systemów politycznych. 
Paxman: Takich jak..?
Brand: Hej, jeszcze ich nie wymyśliłem! Ale wiem, jakie powinny być: nie powinny niszczyć planety, nie powinny tworzyć biedy i ignorować potrzeb ludzi. A wymyślenie ich powinno być obowiązkiem ludzi u władzy. 
Paxman: Jak ludzie mają zdobyć władzę bez głosowania? W demokracji tak to działa. 
Brand: No zdaje się, że nie działa najlepiej, patrząc jak planeta jest niszczona, widząc biedę ludzką. Czy uważasz, że nie ma alternatyw?
Paxman: Nie, nie mówię tego, ale jeśli nie głosujesz, dlaczego mielibyśmy słuchać twoich politycznych pomysłów?


Brand: Nikt cię nie zmusza, ale zrozum, że ja nie głosuję z lenistwa. Nie głosuję z powodu całkowitej obojętności i zmęczenia kłamstwami klasy politycznej, które wciskane są nam od pokoleń. Mamy więc rozczarowaną, niechętną podklasę ludzi, którzy zupełnie nie są reprezentowani w obecnym systemie politycznym, a głosowanie byłoby zgodą na ten system, czego ja nie chcę. 
Paxman: Czemu więc tego nie zmienisz?
Brand: No staram się!
Paxman: Ale czemu nie przez głosowanie!?
Brand: (śmiech) Bo to nie działa! Ludzie już głosowali i co!? I stworzył się ten system!
Paxman: Kiedy głosowałeś ostatnio?
Brand: Nigdy!
Paxman: Czyli miałeś takie podejście już przed osiemnastką?
Brand: Wtedy byłem ćpunem, gdyż pochodzę z tej właśnie klasy, która została pozostawiona sama sobie przez system służący tylko korporacjom. 
Paxman: Winisz system za swój problem z narkotykami?
Brand: Nie, mówię tylko, że problem narkotykowy jest jednym z negatywnych zjawisk, które występują w warstwie biednej i upośledzonej politycznie. To są ludzie, którzy nie mają najmniejszej ochoty angażować się w system, który ich po prostu olał. Widzą, że głosowanie nie działa. Zresztą apatia nie jest cechą biednych. Apatia jest cechą ludzi władzy, którzy nie robią nic dla biednych. 
Paxman: Ty nie wierzysz w demokrację! Chcesz rewolucji, co?
Brand: Planeta jest w niebezpieczeństwie, biedni są wszędzie eksploatowani ekonomicznie, te problemy po prostu nie są zauważane. 
Paxman: Wiele osób chce rewolucji, ale jak to miałoby wyglądać?
Brand: Powiem ci, czego nie chcemy. Nie chcemy rozwarstwienia społecznego, nie chcemy sytuacji, gdy 300 najbogatszych Amerykanów posiada tyle samo co 85 milionów biednych Amerykanów, a Cameron walczy w sądzie o prawo bankierów do otrzymywania milionowych premii. 
Paxman: Ale czym jest ta rewolucja?
Brand: Myślę, że chodzi o egalitarystyczny system socjalistyczny, w którym bogactwo dzieli się pomiędzy ludzi, w którym korporacje rzeczywiście płacą podatki, a firmy, które eksploatują środowisko ponoszą za to cenę. Myślę, że powinniśmy zrewidować ideę zysku, jako główną ideę kapitalizmu. Politycy mówią, że zysk to ważne słow, ja mówię, że to jest ohydne słowo. Tam gdzie jest zysk, jest i niedostatek. I w obecnym systemie po prostu nie ma miejsca na te nowe pomysły. Więc po co ktokolwiek szedłby głosować?
Paxman: Kto by redystrybuował te podatki i bogactwo?
Brand: Nie wiem, trzeba by coś wymyślić, jakieś organizacje, nazywaj to jak chcesz.
Paxman: A jak by się je wybierało?
Brand: Jeremy, nie proś mnie, żebym tu, podczas wywiadu w jebanym hotelu, wymyślił ci cały utopijny globalny system. 
Paxman: Wzywasz do przewrotu!
Brand: Tak! Domagam się zmiany. Domagam się jakiejś alternatywy.
Paxman: Pewnie wiele osób się z tobą zgodzi w krytyce obecnego systemu, ale jeśli cię posłuchają i nie będą głosować...
Brand: Nie, nie powinni głosować! Bo posłuchaj, to są takie wentyle, rozumiesz. Wentyle emocji, jak recykling śmieci, alternatywne życie, coś tam, ale ciśnienie w końcu dojdzie do punktu, kiedy ludzie powiedzą, nie no, dosyć tego! Koniec udawania! Czas się obudzić! Czas się zmierzyć z rzeczywistością. Po co głosować? To nic nie zmieni. Więcej pożytku ma moje dopingowanie West Ham United... choć oni przegrali właśnie z Man City... niestety. 
Paxman: Teraz sobie żartujesz.
Brand: Żart ma tyle samo wartości co powaga. Popełniasz błąd myśląc, że powaga to mądrość. Żart przynajmniej może być śmieszny. 
Paxman: Czasami.
Brand: Podejdź do tego optymistycznie, Jeremy. Spedziłeś całe życie słuchając i pytając polityków i teraz pojawia się przed tobą komik, i sądzisz, że sobie ze mną poużywasz, ale nie za bardzo ci to idzie, bo już nie jestem biedakiem. 
Paxman: Pytam po prostu, dlaczego mielibyśmy cię traktować poważnie, skoro jesteś tak nieprecyzyjny. 
Brand: Po pierwsze nie zależy mi na tym. Ja jestem po to, by zwrócić uwagę na pewne sprawy. Ale są ludzie, z alternatywnymi pomysłami na świat, którzy są dużo bardziej kompetentni ode mnie, a co najważniejsze, dużo bardziej kompetentni niż ludzie, którzy teraz sprawują władzę. Rządzący nie robią nic, by rozwiązać problemy. Oni zaciemniają sprawę po to, by korporacje mogły robić szmal. 
Paxman: Czy to możliwe, że ten problem nas po prostu przerasta?
Brand: Raczej nie, choć może tak, ale to tylko semantyka: przerasta nas, czy utrzymujemy sytuację, bo wszystkim jest wygodnie? Wiesz co, kiedy byłem w Parlamencie, zobaczyłem, że wygląda tak samo jak Eaton, i tak samo jak Oxford. Są ludzie, których coś takiego przeraża, a inni sądzą, że tak powinien świat wyglądać. I mi się nie wydaje, że tak powinno być. Nie możemy utrzymywać systemu, który służy elicie. Tylko te pomysły, które służą ludziom powinny mieć rację bytu.
Paxman: Tak naprawdę w to nie wierzysz...
Brand: Całkowicie w to wierzę! Przy obecnym systemie politycznym łatwo zrozumieć skąd biorą się niepokoje społeczne i protesty. Zmiany są niewystarczające i nie proponuje się pomysłów alternatywnych. Kiedy pojawi się taka propozycja, możemy na nią zagłosować, ale do tego czasu nie ma co. 
Paxman: Bo może zanim pojawi się ktoś, na kogo będziesz chciał głosować może być zbyt późno. 
Brand: Nie sądzę, bo ten czas właśnie nadszedł. Te zmiany powoli się zaczynają. To się dzieje! Żyjemy w świecie globalnej komunikacji i społeczności pojawiają się na całym świecie. Jest "ruch oburzonych", który odniósł taki sukces, że upowszechnił wiedzę na temat 1% bogaczy i 99% biedaków. Ludzie po raz pierwszy zdali sobie sprawę ze skali ekonomicznej i korporacyjnej dominacji. Te rzeczy nie są bez sensu. Nikt nie robi nic w sprawie "rajów podatkowych", gdyż wszyscy są umoczeni w kontakty z wielkim biznesem. Więc dopóki nie zaczniemy zajmować się realnymi problemami, czemu nie miałbym sobie żartować i brać to wszystko na poważnie? Czy ty nie jesteś znudzony, Jeremy? Czy nie jesteś bardziej znudzony niż ktokolwiek inny? Przez lata słuchasz tych politycznych kłamst, Ten ci mówi to, tamten tamto, a problemy pozostają. Czemu mielibyśmy podtrzymywać tę fasadę?
Paxman: Zaskakujące, że potrafisz jeszcze sobie żartować, skoro jesteś taki wkurzony na to wszystko. 
Brand: Tak, jestem wkurzony, bo dla mnie to prawda. To nie jest niedzielna historia, to jest moja baza, moje zaplecze. Stamtąd pochodzę. 
Paxman: Ale czy widzisz jakąś nadzieję?
Brand: Totalnie! Rewolucja się dokona. Wkrótce! Nie mam nawet cienia wątpliwości. To już koniec! Pamiętam ciebie, Jeremy, z tego programu, gdy mówiłeś o przeszłości i naświetliłeś sposób w jaki twoja babcia musiała się prostytuować i została wyruchana przez jakiegoś arystokratę! Pamiętam, jak płakałeś! A czemu, bo wiedziałeś, że to było niesprawiedliwe! A to było sto lat temu zaledwie. I to się dzieje nadal. Właśnie wróciłem od kobiety, która była tak traktowana. Dziś z nią rozmawiałem. Więc chodzi o to, żebyśmy próbowali użyć tych prawdziwych emocji, a nie jakiegoś łzawego sentymentalizmu, żeby ludzie mogli się w telewizji zachwycać emocjonalnym porno - możemy zaprząc te uczucia. 
I czemu to miało by być naiwne!?
Czemu nie miałbym mieć prawa mówić o tym? Bo jestem aktorem?
Ja sobie biorę to prawo! 
Nie potrzebuję, żebyś mi je przyznawał!
Nie potrzebuję, by ktokolwiek mi je nadawał! 
Biorę je sobie.

czwartek, 24 października 2013

Lama Fakih o Syrii

Opowieść Lama Fakih z Human Right Watch na temat zbrodni popełnianych w Syrii przez tak zwanych "rebeliantów", którzy są w istocie agentami obcych rządów lub sekt religijnych. 



------------
Czytaj:
Mairead Maguire list na temat sytuacji w Syrii
Amerykańska mitologia wojenna w świetle Abu Gharib

środa, 23 października 2013

Wesley Clark o nowej strategii USA na Bliskim Wschodzie

Przemówienie generała Wesleya Clarka wygłoszone 3 października 2007 roku w kalifornijskim klubie Commonwealth w San Francisco. 



(Wesley Clark jest emerytowanym generałem armii USA, oraz kandydatem na kandydata partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich w 2004 roku. Był dowódcą NATO w Europie. Jest autorem kilku książek.)

11 września 2001 roku nie mieliśmy w Ameryce ani pomysłu, ani strategii reakcji na zamach na WTC. Byliśmy zaskoczeni. Nie wiedzieliśmy jednak, że za naszymi plecami odbywa się właśnie swoisty zamach stanu, który ma zmienić naszą strategię geopolityczną i naszą politykę międzynarodową.  Kilku zatwardziałych ludzi dokonało przewrotu w tym kraju i bez informowania nas o tym jakie są ich cele. 

Dziesięć dni po zamachu na WTC szedłem korytarzem Pentagonu, gdyż nie mogłem jakoś wytrzymać bez "matki armii". Poszedłem zobaczyć Donalda Rumsfelda, z którym współpracowałem w latach siedemdziesiątych. Zapytałem, jak się ma, on na to, że dobrze i że czytał moją książkę (zapewne chodzi o Waging Modern Wars, 2001) i że "nikt, żadne państwo nie będzie nam mówić kogo i kiedy możemy zbombardować. Nikt! Myślę, żeby nazwać to <płynną koalicją>. Co o tym myślisz?" Ale ja na to już nic nie powiedziałem, bo on uciął, że nie ma już czasu i odszedł. Szedłem do wyjścia korytarzem, kiedy zaczepił mnie jeden z członków Zjednoczonego Sztabu i zapytał, czy mam chwilę, bo chce pogadać. Zatrzymałem się, a on mnie pyta, czy wiem, że zaatakujemy Irak. A ja czemu? A on  na to, że nie wie. Zapytałem, czy udało się połączyć Saddama z 9/11, a on, że nie i że chyba chodzi o to, że że kogoś musimy zaatakować, bo nie do końca wiadomo kogo i że to jest trochę tak jak w tym starym powiedzeniu, że jeśli w obu rękach masz młotek, to musisz znaleźć gwóźdź. Dość mnie to zdziwiło. 


I potem zaatakowaliśmy Afganistan. Nawet mnie to ucieszyło, bo uważałem, że powinniśmy. No i kilka tygodni później natknąłem się na tego samego człowieka i pytam, czemu nie było ataku na Irak, czy to nieaktualne. A on na to, że jest dużo gorzej. Pokazał mi jakiś dokument i mówi, że to jest memo od Sekretarza Obrony, w którym jest napisane, że przez następne pięć lat zaatakujemy siedem różnych krajów i obalimy ich rządy. Irak, Libia, Liban, Syria, Somalia, Sudan i Iran. Zapytałem, czy to jest tajny dokument, a on na to, że tak, więc mówię, żeby mi tego nie pokazywał, bo chciałbym zachować swobodę mówienia o tym. 

Przez kilka miesięcy myślałem nad tym, co usłyszałem i nie mogłem pojąć o co chodzi. Nie mogłem też o tym mówić. Nie mogłem uwierzyć, że coś takiego mogło być prawdą, ale tak dokładnie się stało! Ci ludzie przejęli amerykańską politykę zagraniczną. Przypomniałem sobie wtedy spotkanie, jakie odbyłem z Paulem Wolfowitzem. W 2001 roku on był zastępcą Sekretarze Obrony, ale w 1991 roku był Podsekretarze Stanu, trzecią osobą w Pentagonie. Poszedłem go odwiedzić jako jednogwiazdkowy generał i dowodzący Centrum Szkoleniowym. Przywitaliśmy się i ja mówię, że musi być pan chyba zadowolony z naszych postępów podczas akcji Pustynna Burza. A on na to, że nie zupełnie, bo powinniśmy pozbyć się Saddama. Ale dowiedzieliśmy się z tej akcji, że możemy użyć wojsk na Bliskim Wschodzie i Rosjanie nic nie zrobią. To jest lekcja warta zachodu. Musimy teraz szybko zabrać się za pozostałe państwa. Mamy pewnie z dziesięć lat, żeby poczyścić te tematy i pozbyć się rządów wspierających Rosjan, zanim pojawi się jakieś następne supermocarstwo zdolne się przeciwstawić.

Paul Wolfowitz

Ja wtedy dopiero co wróciłem z pustyni i od dłuższego czasu nie zastanawiałem się nad geopolityką, a on mi serwuje coś takiego. Takie rzeczy się pamięta, bo to zmienia jakby zastosowanie armii. Czyli armia nie będzie już do powstrzymywania konfliktów, tylko będziemy teraz podbijać kraje i obalać rządy? W głowie mi się zakręciło, ale odłożyłem to na bok. 

Ten kraj został przejęty przez ludzi z nową strategią: Wolfowitz, Rumsfeld, Cheny, i kilku jeszcze ludzi z organizacji Nowy Wiek Ameryki. Oni chcą byśmy zdestabilizowali Bliski Wschód i zaprowadzili nad nim całkowitą dominację. 

I co, czy kiedyś nam o tym powiedzieli? Czy któryś z nich wyszedł, by przedstawić ten plan w Kongresie, żebyśmy mogli o nim podyskutować, czy była narodowa debata. Nic z tych rzeczy! I nie ma nadal. Dlatego przegrywamy w Iraku! Bo na Bliskim Wschodzie wszyscy to wiedzą. Nasi watażkowie nie mogą się doczekać, żeby zakończyć Irak i przenieść się do Syrii. Oni widzą nasze legiony maszerujące przez kraje Arabów. 

Nie dlatego Amerykanie głosowali na Busha i wybrali go na prezydenta. Nie to obiecywał. Bush obiecywał ostrożną politykę zagraniczną i nie wtrącanie się w interesy innych krajów. No i mamy Busha w Afganistanie i Iraku. To jest niepojęte! Problemem nie jest to, co się ciągle omawia, czyli ilu żołnierzy mamy w Iraku. Nie gniewajcie się na swoich senatorów z partii Demokratycznej, bo oni nie mogą nic w tej sprawie zrobić. A jeśli jesteś Republikaninem nie miej pretensji do Demokratów, że nawołują do zmniejszenia obecności wojskowej. To w ogóle nie o to chodzi! Nie ważne, czy jesteś Demokratą, czy Republikaninem. Jeśli jesteś Amerykaninem powinieneś martwić się o naszą strategię wojskową w tym regionie. Pytanie brzmi: czemu tam jesteśmy, co chcemy osiągnąć, dlaczego nasi żołnierze tam umierają?

-------------
Zobacz także:

wtorek, 22 października 2013

Prawdziwa sytuacja w Syrii - pani Mairead Maguire, laureatka pokojowego Nobla.

Przesłanie do prasy przekazane podaczas konferencji Laureatów Pokojowej Nagrody Nobla w Warszawie, 22 października 2013 roku.




Drodzy przyjaciele,

W maju 2013 roku przewodniczyłam szesnastoosobowej delegacji do Syrii na zaproszenie Mussalaha National Movement. To co odkryliśmy w Syrii zasadniczo różniło się od obrazu przedstawianego w międzynarodowych mediach, które zupełnie pominęły fakt olbrzymiej przemocy i gwałcenia prawa międzynarodowego przez obce państwa i wysyłanych przez nie do Syrii bojowników. Celem tej zagranicznej interwencji jest obalenie reżimu syryjskiego dla realizacji strategii geopolitycznej. Chciałabym przypomnieć za Państwa pośrednictwem, że zgodnie z rezolucją ONZ takie działanie jest nielegalne, gdyż nie można wysyłać uzbrojonych bojowników do obcych państw celem obalenia wybranych rządów. A jednak w Syrii odkryliśmy, że ludność cywilna cierpi z powodu działalności tysięcy zagranicznych bojowników przysyłanych przez obce rządy. Ci bojownicy sieją strach, śmierć, chaos i zniszczenie w całym kraju. Ciągłe napięcie w Syrii jest napędzane sekciarską ideologią islamistyczną, która popycha rebeliantów do najokrutniejszych aktów barbarzyństwa w stosunku do oponentów. Ta napaść na Syrię przeprowadzona przez siły zagraniczne doprowadziła do najgłębszego kryzysu ludzkiego od Drugiej Wojny Światowej. Ponad 100 000 zabitych, setki tysięcy wysiedlonych i ponad milion uciekinierów do sąsiadujących krajów. Jest niezwykle istotne, by ONZ, organizacje międzynarodowe i sąsiadujące kraje robiły wszystko, by ulżyć uchodźcom.

Przeraża mnie i głęboko zasmuca sposób, w jaki światowe media opowiadają o konflikcie. Nie pokazuje nam się prawdy, ale sprzedaje propagandę. Widzimy fałszywą opowieść, w której wina zrzucona jest na rząd Assada, podczas gdy nie widzimy grup penetrujących Syrię z zewnątrz, na zlecenie sekciarskich grup islamskich stworzonych przez kraje Zachodu i niektóre kraje Zatoki Perskiej.

Media mają obowiązek pokazać prawdę i odsłonić kulisy wojny propagandowej prowadzonej w celu ukrycia prawdy i okłamania światowej opinii publicznej, przez sfingowane filmy, fałszywe informacje oraz wykorzystanie prawdziwego cierpienia ludzi do stworzenia wrażenia konieczności interwencji militarnej oraz dalszego zbrojenia rebeliantów.

Na szczęście, mądrzejsi o lekcje wyciągnięte z Iraku, Afganistanu i Libii, wiele osób na świecie nie chce kupić prostych opowieści o Syrii rozpowszechnianych przez grupy rebeliantów i ich sponsorów oraz niektóre fałszywe organizacje praw człowieka. Światowa opinia publiczna popiera pomysły pokojowego rozwiązania konfliktu i nie chce zbrojnej interwencji w tym kraju.

Bardzo mocno popieram starania Wysokiego Komisarza ds. Praw Człowieka w tworzeniu misji do Syrii, które miałyby na celu odkrycie i zaprezentowanie prawdy na temat obecnej sytuacji, oraz przyczyniły by się do powstrzymania przemocy odbywającej się w imię "wolności i demokracji".

Państwo syryjskie nie powinno zostać rozbite, a sankcje międzynarodowe powinny być natychmiast zniesione, bowiem przyczyniają się one do dalszych cierpień. Nie możemy dopuścić do jakiejkolwiek inwazji militarnej oraz do dalszego przenikania grup militarnych z zewnątrz. Międzynarodowa opinia publiczna powinna wywierać nacisk na rządy, które wspomagają syryjski terror, by zaprzestały swoich działań, i powinniśmy wspierać strony konfliktu do uczestnictwa w drugiej konferencji w Genewie, by móc doprowadzić do wolnych wyborów w Syrii i umożliwić w ten sposób narodowi syryjskiemu swobodne wypowiedzenie się w kwestii swojej przyszłości.

Praca komisji zajmującej się bronią chemiczną ma moje pełne poparcie. Broń chemiczna powinna zostać zniszczona. Mamy nadzieję, że cała broń chemiczna w regionie zostanie zniszczona, także ta, która znajduje się w Izraelu. Powinniśmy wspierać Syrię i lokalne rządy na drodze do pokojowego rozwiązania konfliktu. Musimy rozmawiać zarówno z rządem Assada jak i z rebeliantami. Problem nie polega na tym, kto z kim będzie rozmawiał, ale jak szybko można zarzegnać niebezpieczeństwo wojny i zniszczenia państwa syryjskiego. Zachęcamy wszystkie strony konfliktu do rozmowy dla dobra Syrii.

Coraz więcej ludzi rozumie, że interwencja militarna nie doprowadzi do pozytywnego rozwiązania problemów Syrii i Bliskiego Wschodu. Może to zostać osiągnięte jedynie przez dialog.


Pokój, Salaam,

Mairead Maguire
Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla,
Warszawa, październik 2013

-----------
Zobacz angielski tekst listu
  

wtorek, 15 października 2013

Enrique Peñalosa - Złe miasta


Przedrukowuję ten artykuł, gdyż wreszcie fundamentalnie się z kimś zgadzam. 
--------------
Stworzyliśmy złą przestrzeń, całkowicie błędną. I to, co musimy zrobić, to nie jakaś drobna poprawka – musimy zacząć budować kompletnie inne miasta! Co to znaczy? To może znaczyć, że powinniśmy budować miasta z setkami, a nawet tysiącami kilometrów zielonych szlaków przecinających tkankę miejską. Tak, żeby całe miasto można było przejść taką szeroką na 15 metrów ścieżką (także rowerową), wzdłuż której rosłyby drzewa i krzewy.
(Niniejszy artykuł powstał na podstawie wywiadu przeprowadzonego przez Wojciecha Przybylskiego z Enrique Peñalosą, burmistrzem Bogoty. Pełny zapis rozmowy zostanie opublikowany w kolejnym numerze „Res Publiki Nowej  - fragmenty przedrukowuję za Res Publika Nowa ZŁE PRZYZWYCZAJENIE DO ZŁYCH MIAST)


Samochody są dla mnie tym, co całkowicie zmieniło charakter miast. To nie jest jakiś drobny problem, to jest TEN problem. Możemy podzielić historię miast na dwa etapy – przed i po pojawieniu się samochodów. Od momentu, w którym się pojawiły, powinniśmy byli zacząć budować zupełnie inne miasta. Ale nie, kontynuowaliśmy wszystko tak, jakby nic się nie wydarzyło, co oznacza, że ulice stawały się coraz większe i większe, aż do koszmarnych rozmiarów autostrad. Są jak przeszkody,  których ludzie nie mogą przejść, nie mogą być nawet w ich pobliżu. Co ciekawe, przyzwyczailiśmy się do tego i traktujemy to teraz jak coś normalnego.
Żyjemy w ciągłym niebezpieczeństwie. Jeśli powiesz dziś jakiemukolwiek dziecku „uważaj, samochód!”, dziecko podskoczy ze strachu. Dziesiątki tysięcy ludzi ginie co roku w wypadkach samochodowych. Samochody przejęły przestrzeń dotychczas zajmowaną przez ludzi. Mógłbyś powiedzieć, że miasto to przede wszystkim przestrzeń dla przechodniów.
Chodzi mi o to, że miasto jest miejscem, w którym spotykają się różni ludzie – grubi, chudzi, starzy, młodzi, biedni, bogaci. Niemniej jednak jest to bardzo możliwe, że większość miast przeznacza teraz więcej miejsca na parkingi (nie do przemieszczania, ale do parkowania samochodów!) niż dla pieszych i rowerów łącznie.
Ludzie sądzą, że posiadacze samochodów mają większe prawo do przestrzeni ulicznej niż ci, którzy ich nie posiadają. Ale to oczywiście nieprawda, bo każdy obywatel ma takie samo prawo do przestrzeni ulicznej. Kto kiedykolwiek zdecydował, że ta przestrzeń zostanie przeznaczona do parkowania samochodów? Parkowanie nie jest żadnym konstytucyjnym prawem.
Konstytucje zapewniają wiele praw – do edukacji, do opieki zdrowotnej, do mieszkania, do pracy, ale nie do parkowania. W żadnym artykule żadnej konstytucji nie ma zapisu na temat parkowania. I nie jest to mały problem, wprost przeciwnie, to ogromny problem. Stworzyliśmy koszmarne warunki życia, miasta, w których ludzie dorastają w ciągłej obawie przed śmiercią na ulicy.
[...]
Dokładnie to samo ma miejsce dzisiaj. Musimy zrozumieć, że najcenniejszym zasobem miasta jest jego przestrzeń publiczna, ale przede wszystkim chodzi o przestrzeń drogową. To, co Jan Gehl nazywa „przestrzenią pomiędzy budynkami”. Pytanie brzmi jak powinniśmy podzielić tę przestrzeń pomiędzy pieszych, rowerzystów, transport publiczny i samochody. To nie jest decyzja techniczna, bo można przecież oddać samochodom całą tę przestrzeń, a i tak będą tworzyły się korki.
To oczywiste, że autobus z pięćdziesięcioma pasażerami ma więcej prawa do tej przestrzeni niż właściciel samochodu osobowego. To oczywiste z demokratycznego punktu widzenia, ale nie trzeba mieć też dyplomu doktora z MIT, żeby to zauważyć. Komitet dwunastolatków odkryje w 20 minut, że najbardziej efektywnym użyciem ulicy jest wytyczenie na niej buspasów. Jednym buspasem może przejechać tyle samo osób, co sześcioma zwykłymi pasami ruchu! W dzisiejszym świecie, nieposiadanie autobusu w ruchu ulicznym jest równie niesprawiedliwe jak nieudzielanie kobietom głosu sześćdziesiąt lat temu. To jest równie absurdalne.