Co za dzień! Jest prawie 20 stopni, można by się opalać, lampa świeci z nieba jak oszalała na wesoło. Pobiegłem z Powiśla przez most Świętokrzyski prawym brzegiem Wisły, przez piachy i chaszcze, spotykając dziwnych mieszkańców tych łęgów, zachwycony tym, jak pięknie jest w Warszawie!
Prawy brzeg nie jest najwygodniejszy do biegania. Ścieżka gubi się gdzieś i pozostają biegaczowi krzaki, piachy i rozkopy. Wiele drzew jest zwalonych. Widać sporo budynków różnej użyteczności, od restauracje po wulkanizację. Ale rzeka ma nieodmienny urok.
Most siekierkowski jest wygodnie urządzony dla biegacza i rowerzysty. Można nim bezpiecznie przedostać się na drugą stronę. Wał wiślany z lewej strony jest pięknie utwardzony, bardzo wygodny i widziałem na nim sapiącego Piotra Ikonowicza, etatowego socjalistę polskiego. Niestety wkrótce droga przegrodzona jest wysokim płotem stacji wodociągowej i dalej biec nie można. Trzeba się wrócić do miasta, przebiec Bartycką, którą do urokliwych nie należy. Do Wisły można wrócić dopiero na wysokości mostu łazienkowskiego. Dziwi mnie to. Rozumiem, że jest to ujęcie wody, że trzeba je chronić, ale tak odciąć przejście, że żaden rowerzysta, żadna mama z wózkiem, żaden starszy pan nie może sobie przejść spacerkiem wzdłuż brzegu w centrum miasta? Dziwne. Wpadłem na pomysł, że przecież można by wyznaczyć taki "eksterytorialny korytarz" wzdłuż Wisły, który umożliwiałby przejście, ale nie pozwalałby się walęsać na boki. Mogłaby to być ścieżka ogrodzona z obu stron płotem, podniesiona na kładkę w pewnym momencie, tak by pracownicy wodociągów i ich sprzęt mogli się poruszać swobodnie. I jak by było miło! Taka inwestycja chyba nie byłaby droga!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz