To szczęśliwa M., atakująca aparat, który trzymam w ręku. Robi to z czystej radości. Nie potrafi opanować szczęścia, które ją rozsadza.
Dlaczego zresztą miałaby je opanowywać? Są wakacje, jest słońce, jest morze, jest wiatr, jest swoboda. Jest cudownie. M. biegnie przed siebie i krzyczy z uciechy. Śmieje się.
Wszystkie dzieci rodzą się szczęśliwe. Problem polega na tym, żeby pozostać szczęśliwym, kiedy się dorośnie. To parafraza słynnego cytatu Pabla Picassa. Czyż to nie proste i odkrywcze?
Dlaczego tracimy tę prostą nieskrępowaną radość, kiedy zmieniamy się w dorosłych? Zmieniamy się w osoby ospałe, gnuśne, rozczarowane, złorzeczące, koślawe, brzydkie. Czy tak musi być? Czy taki jest świat i to świat powinniśmy za to winić? Czy to jest wina innych ludzi, którzy nas skrzywdzili?
A może to nasze codzienne wybory doprowadzają nas do tego? Kiedy zamiast soku wybieramy wódkę, zamiast pomarańczy kiełbasę, zamiast miłego słowa rzucamy przekleństwo, zamiast życzyć powodzenia życzymy upadku?
Nasze szczęście zależy od nas samych i składa się z naszych codziennych wyborów. Tak, są na tym świecie prawdziwe cierpienia, które powodują mękę, potrafią zmazać uśmiech z twarzy. Ale nigdy nie powinny przeradzać się w zgorzknienie i mizantropię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz