poniedziałek, 7 października 2013

Przepraszam za to, co robiłem w Faludży

Jako żołnierz wojsk USA, który stracił przyjaciół w bitwie o Faludżę, rozumiem dziś, że to my blyliśmy agresorem. 



Artykuł z 22 grudnia 2011 roku. 




Mija siedem lat od zakończenia drugiego oblężenia Faludży. Amerykańska napaść na to misto pozostawiła je w ruinach, zabiła tysiące cywilów, i zmusiła do ucieczki tysiące innych. Nasza broń zatruła całe pokolenie, pozostawiając ludzi na pastwę raka, białaczki, a dzieci skazała na życie z defektami genetycznymi.
Minęło siedem lat, a kłamstwa, które miały uzasadniać naszą napaść wciąż są powtarzane. 
Amerykańscy weterani tamtej bitwy ciągle nie rozumieją z kim właściwie walczyli, i o co. 

Wiem to, gdyż jestem jednym z tych weteranów. W oczach wielu ludzi, z którymi walczyłem ramię w ramie, mieszkańcy Faludży pozostają odczłowieczeni, a bojownicy, którzy starali się bronić miasta pozostają terrorystami. Ale w odróźnieniu do wielu tych kolegów, ja pojąłem, że to my byliśmy najeźdźcami, a oni starali się stanąć w obronie. 

To jest także siódma rocznica śmierci dwóch moich przyjaciół, Travisa Desiato i Bradley'a Fairclotha, którzy polegli pod Faludżą. Ich śmierć nie była heroiczna i wzniosła. Ich śmierć była tragiczna. Ale nie była niesprawiedliwa. 
Bo jak mogę mieć żal do obrońców Faludży, że zabili mich przyjaciół, skoro na ich miejscu tak samo stanąłbym w obronie mojego miasta. Jak mogę ich winić, skoro to my na nich napadliśmy. To mogłem być ja na miejscu Travisa i Brada. Nosiłem na plecach radio, które nakierowywało bomby zabijające cywilów i zmieniające miasto w kupę gruzu. Gdybym to ja bronił Faludży zabiłbym kogoś takiego jak ja. Nie miałbym wyboru. Życie moich bliskich by od tego zależało. Tak, zabijałbym obcych najeźdźców. 
Travis i Brad to ofiary ale i winni. Zostali zabici, ale i zabijali w imię interesow politycznych, których byli tylko marionetkami. Byli "zbrojną pięścią Ameryki" ale w oczach swoich przywódców także konieczną ofiarą. Nie widzę sprzeczności w tym, by płakać po zabitych amerykańskich marines, jak i współczuć tym, którzy z bronią w ręku padli za Faludżę. Nieporozumienie jest w tym, by myśleć, że my tam byliśmy jako wyzwoliciele, kiedy w rzeczywistości zabraliśmy im wolność i życie. Nieporozumieniem jest nazywanie nas "bohaterami" kiedy w istocie nasze czyny nie miały nic wspólnego z bohaterstwem. 

To co się stało już się nie odstanie i nie widzę powodu, by atakować ludzi z mojej jednostki. Chciałbym się za to rozprawić z kłamstwami i bzdurnymi legendami otaczającymi nasz atak. Chciałbym, żebyśmy bez przesądów zmierzyli się z pytaniem: co my byśmy zrobili, gdyby obcy najechali nasz kraj i zaatakowali nasze miasto. Wiem z psychologii, że napastnik chce zrzucić winę na ofiarę. Rozumiem jak działają usprawiedliwienia i mechanizmy obronne. Rozumiem odruch, który każe ci nienawidzić ludzi, którzy zabili ci przyjaciół. Ale rozumienie tego tylko mocniej unaocznia prawdę, że żaden agresor nie może zrzucić winy za swoje działania na ofiary i oskarżać je za to, że się bronią.

-----

Tłumaczenie z The Guardian. Artykuł tutaj

Ross Caputi is a former US marine, having served from 2003 to 2006. He took part in the second siege of Fallujah in November 2004. He became openly critical of the military and was discharged from the army in 2006. Ross is currently a grad student at the University of Delaware and is the founding director of the Justice for Fallujah Project. He is working on a book currently entitled Both Ends of the Gun, with Feurat Alani

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz