Jared Genser: Liu Xia jest prawdopodobnie jedyną osobą na świecie, która siedzi, bo jest czyjąś żoną.
Rafał Betlejewski: W 2010 roku pokojową nagrodę nobla otrzymał chiński intelektualista i profesor Liu Xiaobo.
Dla Chin powinien to być powód do dumy, ale w chwili, gdy komitet noblowski ogłaszał decyzję, Lui Xiaobo siedział już w więzieniu za próbę obalenia rządu. Do odsiedzenia ma jeszcze 9 lat. Przyznanie nagrody wzmogło tylko sankcje rządu Chin wobec noblisty i jego rodziny.
Liu Xiaobo jest jednym z sygnatariuszy karty 08, chińskiego odpowiednika czeskiej karty 77 z 77 roku, opublikowanej w roku 2008. Ta karta, domagająca się swobód obywatelskich w Chinach i zmiany systemu sprawowania władzy, była przyczyną skazania Liu Xiaobo na więzienie.
Postanowiłem się dowiedzieć, co się dzieje z tym człowiekiem i w tym celu połączyłem się przez internet z panem Jaredem Genserem, amerykańskim adwokatem, który reprezentuje pana Xiaobo na świecie, a jednocześnie ciekawym aktywistą na rzecz praw obywatelskich. Zastałem go w Londynie.
Rafał Betlejewski: Czy mógłby mi pan powiedzieć, co się dzieje z Liu Xiaobo i jego rodziną w tej chwili?
Postanowiłem się dowiedzieć, co się dzieje z tym człowiekiem i w tym celu połączyłem się przez internet z panem Jaredem Genserem, amerykańskim adwokatem, który reprezentuje pana Xiaobo na świecie, a jednocześnie ciekawym aktywistą na rzecz praw obywatelskich. Zastałem go w Londynie.
Rafał Betlejewski: Czy mógłby mi pan powiedzieć, co się dzieje z Liu Xiaobo i jego rodziną w tej chwili?
Jared Genser: To jest okropna i tragiczna sytuacja. Trudna do zrozumienia. Po podpisaniu karty 08 która była wzorowana na czeskiej karcie 77 został skazany na 11 lat więzienia za próbę obalenia władzy. W październiku 2010 roku otrzymał Pokojową nagrodę nobla i w zasadzie natychmiast jego żona, Liu Xia, z którą ja ściśle współpracowałem kilka kiesięcy wcześniej, została zatrzymana. I od ponad trzech lat siedzi w ścisłym areszcie domowym. Nie może opuszczać domu, nie może przyjmować gości, nie ma internetu ani nie może wysyłać i otrzymywać poczty i używać telefonu. Czasami jest zabierana z domu pod eskortą policji. Raz w miesiącu może odwiedzić Liu Xiaobo w więziieniu, takie mam informacje. Jedzenie jest jej dostarczane do domu. Policjant stoi na zewnątrz jego mieszkania cały czas, a przed budynkiem stoi ze sześciu tajniaków. To w istocie jest ciężkie więzienie.
Było tylko kilka przypadków trzy cztery, że jakiś przyjaciel gdzieś przedarł się pod drzwi. 99 procent prób się nie powodzi. Ale prawdziwy kafkowski wymiar tej sytuacji polega na tym, że rząd Chiński zaprzecza, żeby Liu Xia była pod jakimkolwiek dozorem.
Rafał Betlejewski: Jak to możliwe? jak udaje się sprzedać takie kłamstwo?
Jared Genser: Nie sądzę, żeby ktokolwiek w to wierzył. Dlatego zresztą ta sprawa jest tak trudna. Ja pracuję nad tym przypadkiem już trzy lata a wcześniej przez pięć lat reprezentowałem Aung San Su Kyi z Birmy, kiedy ona siedziała w areszcie domowym i wiem, że niewiele rządów na świecie jest gotowych zakwestionować to, co mówi rząd Chiński. Nawet Francja Anglia i USA, trzej członkowie rady bezpieczeństwa, które powinny być najbardziej zainteresowane pomocą nie podejmują krytyki. Prezydent Obama, którego prosiliśmy o podpisanie listu w tej sprawie sygnowanego przez 134 noblistów z całego świata i skierowanego do Xi Jingpinga odmówił. Waszyngtn nigdy oficjalnie nie zwrócił się o wypuszczenie Liu Xia z aresztu. Więc nie tylko, że rząd Chin kłamie, ale nikt nie chce tym kłamstwom zaprzeczyć. Tylko ONZ wypowiedział się mocno, stwierdzając, że Liu Xiaobo i jego żona są przetrzymywani nielegalnie.
Było tylko kilka przypadków trzy cztery, że jakiś przyjaciel gdzieś przedarł się pod drzwi. 99 procent prób się nie powodzi. Ale prawdziwy kafkowski wymiar tej sytuacji polega na tym, że rząd Chiński zaprzecza, żeby Liu Xia była pod jakimkolwiek dozorem.
Rafał Betlejewski: Jak to możliwe? jak udaje się sprzedać takie kłamstwo?
Jared Genser: Nie sądzę, żeby ktokolwiek w to wierzył. Dlatego zresztą ta sprawa jest tak trudna. Ja pracuję nad tym przypadkiem już trzy lata a wcześniej przez pięć lat reprezentowałem Aung San Su Kyi z Birmy, kiedy ona siedziała w areszcie domowym i wiem, że niewiele rządów na świecie jest gotowych zakwestionować to, co mówi rząd Chiński. Nawet Francja Anglia i USA, trzej członkowie rady bezpieczeństwa, które powinny być najbardziej zainteresowane pomocą nie podejmują krytyki. Prezydent Obama, którego prosiliśmy o podpisanie listu w tej sprawie sygnowanego przez 134 noblistów z całego świata i skierowanego do Xi Jingpinga odmówił. Waszyngtn nigdy oficjalnie nie zwrócił się o wypuszczenie Liu Xia z aresztu. Więc nie tylko, że rząd Chin kłamie, ale nikt nie chce tym kłamstwom zaprzeczyć. Tylko ONZ wypowiedział się mocno, stwierdzając, że Liu Xiaobo i jego żona są przetrzymywani nielegalnie.
Rafał Betlejewski: Gdzie jest Liu Xiaobo teraz?
Jared Genser: W więzieniu w Pekinie. Przebywa w celi odosobnienia, gdzie przeniesiono go po otrzymaniu nagrody, co w paradoksalnie nie jest takie złe, gdyż uniemożliwia fizyczne skrzywdzenie go przez agentów rządowych.
Rafał Betlejewski: Jak wygląda takie więzienie?
Jared Genser: To jest więzienie państwowe, w którym znajdzie się pewnie trochę więźniów politycznych, ale rozsianych po budynku, ale to nie jest areszt dla więźniów politycznych. Polityczni są rozsiani po kraju, nie trzyma się ich pod jednym dachem, bazując na doświadczeniu takich krajów jak Polska. Zarówno ona jak i on są w opłakanej sytuacji. Jej brat został ostatnio skazany na wiele lat więzienia, by wzmocnić jeszcze presję na rodzinę, co jest jedną z technik ucisku. Szykanowani są nie tylko dysydenci, ale także rodziny i prawnicy. To pokazuje, jak bardzo rząd chiński boi się własnego społeczeństwa. Ponad 130 miliardów dolarów rocznie Chiny wydają na bezpieczeństwo wewnętrzne. To jest nieprawdopodobna kwota pieniędzy. Te pieniądze idą na opłacenie milionów ludzi, którzy monitorują internet, rozmowy telefoniczne oraz wszystkich tych ludzi, którymi rząd jest zainteresowany. A tych ludzi jest dużo. Obecnie w Chinach mamy 120 000 protestów społecznych rocznie. To co prawda nie są protesty polityczne a raczej ekonomiczne, walka z zarządami fabryk, lub protesty przeciwko kopalniom lub korupcji. Między innymi władze mają taką konieczność w utrzymaniu wzrostu, gdyż jak długo ludzie czują, że się poprawia są mniej zainteresowani walką o prawa polityczne. Problem pojawi się, gdy wzrost ekonomiczny się zatrzyma.
Rafał Betlejewski: Proszę powiedzieć, co się wydarzyło z bratem Liu Xia.
Jared Genser: On został skazany na 10 lat więzienia pod pretekstem przestępstw ekonomicznych. Zresztą przy tej okazji ostatni raz widziano Liu Xia, gdyż została przewieziona na rozprawę brata. Kiedy prowadzono ją pod eskortą z powrotem do samochodu, któryś z dziennikarzy zdołał do niej coś krzyknąć, a ona zdołała powiedzieć tylko tyle: poinformujcie świat, że nie jestem wolna. Pytanie więc: czy to jest przestępstwo w dzisiejszych Chinach, by być żoną Liu Xiaobo? Odpowiedź brzmi: tak. Z tego co wiem, jest więc jedyną osobą dziś na świecie, która siedzi w więzieniu bo jest czyjąś żoną.
Co interesujące, w czasie, gdy zbliżało się ogłoszenie laureata nagrody Nobla, rozmawiałem z nią wielokrotnie, o tym, co się stanie, jeśli pan Xiaobo otrzyma nagrodę. Wiadomo było, że jest na liście kandydatów. Opowiedziałem jej przypadek Natana Szarańskiego, działacza rosyjskiego, którego żona została zmuszona do opuszczenia kraju. Następne 10 lat spędziła jeżdżąc po świecie i starając się o uwolnienie męża z radzieckiego więzienia. Wiadomo było, że dla Liu Xia nie ma prostej odpowiedzi na pytanie co zrobić po nagrodzie. Pomysł, by opuścić Chiny i jeździć po świcie przedstawiając sprawę męża był jednym z dobrych pomysłów. Ale Liu Xia odpowiedziała, że Chny to jej dom, jej kraj, tak jak i dla jej męża, i nie wyobraża sobie, że mogłaby go kiedykolwiek zostawić. Rozumiała, że może zostać zatrzymana. Rozumiała, że zapewne rząd Chiński nie zaakceptuje sytuacji, że żona laureata pokojowego Nobla będzie wolna by spotykać się z dziennikarzami i dyplomatami. Rozumiała to, przynajmniej w teorii, choć praktyczna strona nie docierała do niej jeszcze, gdyż doprawdy trudno sobie wyobrazić sytuację, w której przez trzy lata, dzień za dniem pozostaje się odciętym od świata. To jest wiadomość wysłana do innych dysydentów: zobacz, co zrobiliśmy z nią, pomyśl, co możemy zrobić z tobą. To yła jej świadoma decyzja.
Rafał Betlejewski: Czy był pan w Chińskim sądzie?
Jared Genser: Byłem w budynku sądu, ale nigdy na rozprawie, gdyż takie rozprawy są zamknięte dla mediów i obserwatorów. W takim miejscu został skazany Liu Xiaobo oraz brat Liu Xia.
Rafał Betlejewski: Ale czy wie pan, jak takie rozprawy wyglądają?
Jared Genser: Tak, wiem to od wielu dysydentów. To jest zamknięta sala. Jest oskarżony, taki jak Liu Xiaobo i jego przedstawiciel po jednej stronie, a kilku oskarżycieli po drugiej stronie. Będzie jeszcze jeden sędzia i kilku strażników sądowych. Dowodami oskarżenia w sprawie Liu Xiaobo były jego prace pisemne a także karta 08. Liu Xiaobo nie był rzecz jasna jedynym autorem karty 08. Ale tym, co tak rozsierdziło chińskie władze, był fakt, że nie proponowano tam obalenia władzy, ale zreformowanie jej od środka. Taka myśl jest jeszcze bardziej niebezpieczna, gdyż zważywszy na poziom wzrostu w Chinach, ludzie nie chcą obalać rządu w ciągu nocy, gdyż chaos i anarchia nie sprzyja interesom. Co nie oznacza, że ludzie nie chceliby systemu wielopartyjnego i mniejszej korupcji.
Sama rozprawa jest raczej szybka. Rozprawa Liu Xiaobo trwała jeden lub dwa dni.
Rafał Betlejewski: Czy podczas rozprawy jest możliwość powołania świadków, przedstawiania dowodów na swoją niewinność?
Jared Genser: W tych sprawach, które dotyczą bezpieczeństwa narodowego, przepisy są tak ustawione by w praktyce nie można było z nimi walczyć. Oskarżenie mówiło o ty, że karta 08 i inne artykuły Liu Xiaobo zmierzały do obalenia władzy. A jego obrona polegała na podniesieniu prawa do wypowiedzi, zagwarantowanego w konstytucji i traktatach międzynarodowych, które Chiny podpisały. Twierdził też, że jest patriotą i dąży do polepszenia rządu w swoim kraju. Ale dowody przedstawione przez policję pozwoliły sędziemu z czystym sumieniem skazać go na więzienie.
Oczywiście chiński system sądowy nie jest niezawisły.
Rafał Betlejewski: No właśnie, kim jest sędzia w takiej sytuacji? Czy on jest niezawisły, czy jest po prostu partyjnym funkcjonariuszem?
Jared Genser: Żeby zostać sędzią w Chinach trzeba być członkiem partii komunistycznej. Pozostaje się pod kontrolą. A w takich sprawach żadna decyzja nie zapada bez konsultacji z partią. Takie decyzje zapadają na wysokich szczeblach władzy. Ten konkretny wyrok, z tego co podejrzewamy, został zatwierdzony lub wręcz wdany przez ówczesnego prezydenta Chin, Hu Dzin Tao. I mimo, że pod kartą podpisało się wielu chińskich dysydentów, Liu Xiaobo był pierwszym nazwiskiem na liście więc został potraktowany przez prezydenta dość osobiście. Ponoć Hu Dżin Tao miał powiedzieć, że wężowi musimy odciąć głowę. Tą głową był Liu Xiaobo. Musimy pamiętać, że to jest znaczący profesor, osoba związna z protestami studentów na placu Tienanmen w 1989 roku, liderem protestu głodowego. Brutalne zdławienie tych protestów stało się dlaLiu Xiaobo egzemplifikacją tego, do czego zdolny jest jednopartyjny system i totalitarny reżim. To także jest początkiem jego teoretycznych postuatów co do zmiany systemu politycznego w chinach.
Rafał Betlejewski: Jak działa system polityczny w Chinach? Do kogo należy władza?
Jared Genser: To jest interesujące. Z zewnątrz ten system wydaje się dość nieprzejrzysty. Można by oczywiście powiedzieć, że przewodniczącu Xi Jingping pociąga za sznurki i trzyma całą władzę. Ale to byłby błąd. Jest Komitet Centralny złożony z 7 członków partii komunistycznych. System jest ciekawy. Ludzie, którzy dostają się na szczyty władzy to w większości ludzie bardzo dobrze wykształceni i merytorycznie przygotowani. To w większości naukowcy reprezentujący nauki ścisłe, inżynierowie, matematycy, akademicy. Wybitnie inteligentni. Potrafią zarządzać w wielu aspektach. Większość decyzji zapada na zasadzie konsensusu głównych liderów z przewodniczącym jako katalizatorem procesu. Jest Zjazd Partii Komunistycznej ale to ciało raczej zatwierdza to, co przyjdzie z góry. Można powiedzieć, że pomiędzy rządem, a procesem legislacyjnym występuje duża zbieżność. Technicznie to osobne organa władzy wedle konstytucji, ale legislatura zatwierdza po prostu to, co wymyślą rządzący. Konstytucja stwierdza też, że system sądowniczy jest niezależny i w zasadzie można powiedzieć, że w przypadku prostych spraw karnych ma pewną swobodę i zajmuje się po prostu swoją pracą, ale zawsze pod czujnym nadzorem organów wykonawczych partii komunistycznej i w każdej chwili partyjny przywódca może powiedzieć sędziemu, co ma robić.
W przypadku dysydentów to już jest oczywiste. Mam taki przykład mojego kolegi szkolnego z Harvardu i chińskiego dysydenta Yang Janli którego postać stała się znana na świecie ze względu na jego powiązania z USA i pracę, jaką wspólnie wykonywaliśmy. Jego sprawę wygraliśmy w ONZecie, zebraliśmy 120 podpisów kongresmenów amerykańskich pod listem do prezydenta Busha, by podniósł tę sprawę z przewodniczącym Hu Dżin Tao, co uczynił. Yang Janli spędził w więzieuniu ponad półtora roku zanim postawiono mu w ogóle jakiekolwiek zarzuty. I proszę sobie wyobrazić, że w jego przypadku sędzia nie otrzymał na czas odpowiednich wytycznych z partii, co ma zrobić. A zgodnie z chińskim prawem wyrok musi zostać ogłoszony na trzy miesiące po zakończeniu procesu. Ten czas dobiegł końca i nastąpiła dość żenująca sytuacja, gdy sędzia wezwał mojego kolegę, obrońcę Janli do swojego gabinetu. Każda ze stron procesu może prosić o miesięczne przedłużenie tego terminu. I sędzia błagał obrońcę Yang Janli o wystąpienie do sądu z taką prośbą, gdyż on biedny nie wiedział jeszcze, co ma zrobić. Trzeba oddać wielki szacunek prawnikowi Janli, panu Mo Siao Pengowi, obrońcy praw człowieka w Chinach. że odmówił. Powiedział, że nie wystąpi o przedłużenie, gdyż tego nie chce. Sędzia znalazł się w kropce, gdyż najwyższe kierownictwo partii było podzielone i nie potrafiło podjąć decyzji. Ostatecznie werdykt został ogłoszony z prawie pięciomiesięcznym opóźnieniem.
Rafał Betlejewski: Niezwykła historia! Czy mógłby nam pan teraz opowiedzieć pokrótce, czego chińscy opozycjoniści domagają się w karcie 08?
Jared Genser: To jest dokument stworzony na bazie czechosłowackiej karty 77. Podpisany wstępnie przez 350 chińkskich intelektualistów, a dziś już przez ponad 10 000 osób w Chinach i za granicą. Postuluje się w niej zmianę konstytucji, uczytelnienie podziału władzy, niezawisłe sądownictwo, gwarantowanie praw człowieka, dopasowanie chińskiego prawa do prawa międzynarodowego, wolność zrzeszania się, wolność słowa i religii, stworzenie systemu kapitalistuycznego z wolnym rynkiem i ochroną własności prywatnej, a nawet takie rzeczy jak reforma systemu podatkowego i ubezpieczeń społecznych, a także, co jest bardzo ważne dla przyszłości Chin, stworzenie systemu federacyjnego, bo w Chinach mamy wiele zróżnicowanych regionów, takich jak chociażby Tybet. Czyli chodziłoby o stworzenie lokalnych administracji, niezależnych od Pekinu, gdzie mniejszości etniczne mogłyby się swobodnie organizować. To w gruncie rzeczy jest całkowicie nowe podejście do systemu rządzenia w Chinach, który obecnie jest silnie scentralizowany.
Rafał Betlejewski: Czy od kiedy karta została podpisana, jakikolwiek postulat udało się spełnić?
Jared Genser: Nie byłoby uczciwym powiedzieć, że Chiny poruszają się tylko w złym kierunku. W ciągu ostatnich 30 lat Chiński rząd podźwignął z biedy prawie 500 milionów ludzi, utrzymując prawie 10 procentowy wzrost PKB rocznie. Setki milionów ludzi podniosło swoje dochody. To jednak niezwykłe osiągnięcie w kraju, który ma prawie 1.3 miliarda ludzi. W mojej opinii rozwój ekonomiczny nie musi wykluczać rozwoju politycznego, a jednak tak to w Chinach wygląda. Współczesnym wyzwaniem jest więc pytanie, jak w tym centralnie zarządzanym systemie uwzględnić odpowiedzialność ludzi i różne polityczne, ekonomiczne i etniczne aspiracje. W tym sensie żaden z postulatów karty 08 nie został nawet rozpatrzony. Jest pewien postęp w sądownictwie w zakresie spraw gospodarczych. Dziś obywatel ma dużo większą szansę na sprawiedliwość w zetknięciu z przedsiębiorstwami. Udało się też zmniejszyć zjawisko przetrzymywania w więzieniach po zakończeniu wyroku. 100 000 osób odzyskało w ten sposób wolność w stosunku do tego, co się działo 10 lat temu. Tu chodziło nie tylko o przetrzymanie po, ale także o często wieloletnie przetrzymywanie więźniów przed postawieniem zarzutów. Nie chodzi tu rzecz jasna o sprawy polityczne, a o tysiące przypadków zwykłych ludzi, którzy mieli kłopoty z chińskim wymiarem sprawiedliwości. I trzeba przyznać, że w zakresie walki z biurokracją poczyniono tutaj pewne postępy.
Rafał Betlejewski: Proszę nam pomóc zrozumieć, jak duża jest chińska opozycja? Ile ludzi uważa, że system powinien się zmienić?
Jared Genser: No, trzeba zauważyć, że ilość protestów w Chinach to ponad 120 000 rocznie. Sytuacja jest radykalnie inna od tej, gdy system zaczynał się otwierać w 1979 roku. W tej chwili setki milionów ludzi ma dostęp do telefonów komórkowych. Rząd próbuje monitorować internet i blokować poszczególne strony, do czego zatrudniona jest istna armia urzędników, ale oczywiście nawet taką blokadę daje się obejść. Oblicza się, że w ciągu następnych lat dodatkowe 300 milionów ludzi będzie miało dostęp do telefonów komórkowych i prowajderów danych. Wydaje się więc, że tej bitwy rząd nie wygra. Jeśli przyjrzeć się temu, co Chińczycy komunikują na tweeterze, facebooku i chińskich odpowiednikach tych serwisów, dostrzec można olbrzymie niezadowolenie z systemu jednopartyjnego. Ludzie nauczyli się rozumieć, jak daleko mogą się posunąć w krytyce rządu, gdzie jest ta nieprzekraczalna bariera. Pytanie brzmi, czy próbujesz zorganizować protest ekonomiczny, czy polityczny. Ten drugi szybko może wpędzić cię w kłopoty. Obecnie w Chinach trzeba się zarejestrować pod nazwiskiem, zanim otrzyma się dostęp do internetu. Chodzi o to, żeby było wiadomo, kto co robi i mówi. Ciny nie mają wolnej prasy. Cenzura jest bardzo ostra. Jeśli chciałbyś napisać słowo Tienanmen, taki tweet nigdy nie wyjdzie. Ale ludzie obchodzą te zakazy używając innego języka i wyrażeń zastępczych.
Rafał Betlejewski: Czy w Chinach istnieje jakaś zorganizowana forma opozycji? W Polsce w latach 80' mogliśmy nazwać opozycję, jako Solidarność. Czy w Chinach istnieje taki ruch opozycyjny, który można nazwać?
Jared Genser: Niestety nie. Oczywiście wiele osób należy do czegoś, co można nazwać demokratyczną opozycją, zarówno w Chinach jak i na uchodźctwie, ale z przykrością stwierdzam, że ta opozycja jest bardzo podzielona. Liu Xiaobo jest takim zwornikiem opozycji szczególnie po otrzymaniu Nagrody Nobla w 2010 roku ale on jest politycznym teoretykiem, a nie liderem. Oczywiście teoretyk może stać się liderem w przyszłości, ale on w tej chwili siedzi w więzieniu a jego żona w areszcie domowym. Karta 08 pozostaje taką deklaracją podstawy ruchu na rzecz demokracji w Chinach i pomimo różnych frakcji politycznych podstawą do poszukiwania wspólnej wizji Chin w przyszłości.
Rafał Betlejewski: Czy można powiedzieć, że wzrost ekonomiczny jest sposobem na skorumpowanie społeczeństwa chińskiego, to znaczy zwrócenie jego uwagi na sprawy ekonomiczne. Wszyscy są zajęci zarabianiem pieniędzy i każdy chce się załapać na rosnący tort, zamiast zająć się wolnością polityczną.
Jared Genser: To ciekawe. Pamiętajmy, że rząd godzi się na ekonomiczne protesty. Wszyscy właściwie wiedzą też, że w systemie jednopartyjnym będzie występować korupcja. W takim systemie nie ma przejrzystości, trudno o dobre zarządzanie i odpowiedzialność. I rzeczywiście, przez wiele lat udało się utrzymać niezwykle dynamiczny wzrost ekonomiczny, który nie przyniósł zmian politycznych, ale w końcu system jednopartyjny zacznie zwyczajnie ciążyć na ekonomii. I to zaczyna być widoczne w przypadku wielu państwowych przedsiębiorstw, masowych zwolnień, czy niepokojów społecznych związanych ze świadczeniami emerytalnymi. Udaje się też usunąć lokalnych burmistrzów przez ruchy społeczne. Nie jest łatwo zarządzać tak wielkim krajem jednoosobowo z Pekinu, niezależnie od tego, jaki geniusz może siedzieć za sterem. Trudno też komuś takiemu na odległość rozpoznać problemy i zdefiniować sytuację. Część decyzji centralnych staje się nieaktualne, zanim dotrą na poziom lokalny. Chiny mają ponad sto miast o populacjach większych niż milion ludzi. Czymś takim nie da się zarządzać z Pekinu. Problemem dla partii komunistycznej jest też zjawisko niezwykłego bogacenia się członków establiszmentu i trudności związane z tłumaczeniem tego opinii publicznej.
Rafał Betlejewski: Czy pan osobiście jako prawnik i aktywista pracujący dla chińskiej opozycji odczuł kiedyś na własnej skórze działanie władzy?
Jared Genser: Do tej pory nie, gdyż jestem bardzo ostrożny. Nie przekraczam pewnych granic, które mogłyby mi zagrozić. Gdy spotykam się z dyplomatami, pracownikami NGOsów, czy dziennikarzami, uważam na upublicznianie nazwiska. Nie jestem na czarnej liście, ale z pewnością jestem obserwowany. Wydaje mi się, że w pewnym momencie może mi zostać cofnięta wiza lub mogę zostać wydalony, gdy zostanę uznany za zbyt duży kłopot. Więc chociaż znam wiele osób, które są w delikatnej sytuacji prawnej raczej się z nimi nie kontaktuję, a już na pewno nie spotykam się z tymi ludźmi osobiście, gdyż to mogłoby narazić ich życie na niebezpieczeństwo. Dużo bardziej niebezpieczne takie spotkanie ze mną jest dla moich chińskich partnerów, niż dla mnie. Aresztowanie białego adwokata praw człowieka, który jest przedstawicielem Liu Xiaobo było by takim kłopotem, którego władze nie chcą.
Rafał Betlejewski: Czy w Chinach jest pan śledzony?
Jared Genser: O tak, z pewnością. Zdarzało mi się przebywać w pokojach hotelowych, gdzie dla własnej rozrywki, można powiedzieć, układałem rzeczy w pewien sposób, tylko po to, by się zorientować, że coś zostało poruszone. Więc tak, jestem pewien, że moje rzeczy są przeszukiwane i nigdy nie zabieram do Chin urządzeń elektronicznych, w obawie, że zostaną skopiowane.
Rafał Betlejewski: Dlaczego pan się tym zajmuje?
Jared Genser: To jest pytanie, które zapewne zadają sobie w partii komunistycznej. Ale mam dobrą odpowiedź. Opowiem taką historyjkę. Byłem na uniwersytecie w USA w roku 1997 robiłem magisterkę, kiedy Jang Zemin, ówczesny przewodniczący chińskiej partii komunistycznej, prowadził wizytę w USA. Tak się stało, że postanowił też odwiedzić Harvard, czyli moją uczelnię. Wtedy zajmowałem się prawem amerykańskim. Od tajwańskiego kolegi dowiedziałem się, że jest organizowana pikieta podczas wizyty Jang Zemina. Osobiście nie miałem nic na przeciwko tej wizycie i przemówieniu przywódcy, ale szybko zorientowałem się, że sposób przeprowadzenia wizyty na uczelni budzi obiekcje. Władze Harvardu chciały rozwinąć czerwony dywan przed Jang Zeminem i pozwolić mu przemieszczać się po kampusie w jego własnej totalitarnej bańce, że tak powiem. Zakazano jakichkolwiek protestów i wystąpień, oraz zadawania jakichkolwiek pytań. To mi się fundamentalnie nie zgadzało z wizją uniwersytetu, który powinien być bastionem wolności i wymiany myśli. Nie tylko ja tak poczułem. Przed budynkiem, w którym zatrzymał się Jang Zemin zebrało się 5000 ludzi - największy protest na Harvardzie od czasu wojny wietnamskiej. Byliśmy dość głośni. Dziennikarze pytali przewodniczącego, czy widział protestujących, a on odrzekł, że widział ich, ale że powinni znacznie podnieść głos, bo ich nie słyszy.
Rafał Betlejewski: Czyli to Jang Zemin natchnął pana do stania się aktywistą?
Jared Genser: Dokładnie. I to doświadczenie protestu, nawet nie tyle sam Jang Zemin, ale to poczucie walki o coś i przynależności. Poznałem także ciekawych ludzi, na przykład obecnego premiera rządu Tybetu na uchodźctwie, który wtedy był studentem, a także wielu Chińczyków, którzy ucierpieli w wyniku działania jednopartyjnego systemu w Chinach. Zrozumiałem, jak niewiele wiemy o sytuacji w Chinach, postanowiłem więc skończyć prawo, by mieć w ręku narzędzie walki z takimi systemami jak ten chiński.
Rafał Betlejewski: Czy ten wybór wiąże się dla pana z dodatkowym kosztem? Czy nie miałby się pan lepiej jako prawnik w korporacji?
Jared Genser: Tak, z pewnością miałbym się lepiej finansowo, ale to nie byłaby taka frajda.
-------------
Zobacz także:
Rozmowa z Jaredem Genserem po angielsku
Posłuchaj rozmoey z polskim tłumaczeniem na stronie RDC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz