środa, 19 lutego 2014

Jennifer Teege: Nagle odkryłam, że mój dziadek mordował Żydów


Rozmowa Rafała Betlejewskiego z Jennifer Teege, autorką książki Amon, która właśnie wychodzi drukiem w Polsce. 


Rafał Betlejewski: Jest na świecie taka Niemka. Niemka piękna, o czekoladowej skórze. Wykształcona i lewoskrętna, jak nazywam osoby o lewicowym zabarwieniu społecznym, czuła na sprawy świata. Mama dla dwóch synów, żona dla jednego mężczyzny, a od pewnego czasu inspiracja dla wielu ludzi. 

Ta Niemka - zdawało by się zwyczajna, jedna z wielu kobiet w Niemczech klasy średniej, ma bowiem jedną wyjątkową rzecz - ma swoją historię, którą opowiedziała w książce Amon... 

To historia jej życia i jej odkrycia. To historia jej rodziny, a zarazem historia Niemiec, Europy i świata. Historia Polski. Historia tak wyjątkowa, że na siedem miliardów ludzi może ją opowiedzieć tylko... Jennifer Teege...

Połączyłem się z nią na skajpie....


Halo? Witam! Gdzie się pani teraz znajduje?

Jennifer Teege: Jestem w domu, w biurze. Mam biuro w domu.

Rafał Betlejewski: W Monachim?

Jennifer Teege: Nie, to na północy Niemiec w Hamburgu... 

Rafał Betlejewski: Ach tak! Wiele dobrego słyszałem o Hamburgu, acz nigdy nie byłem. 

Jennifer Teege: Wspaniałe miasto...

Rafał Betlejewski: No właśnie - czytałem ostatnio gdzieś, że władze Hamburga zastanawiają się nad wyłączeniem centrum miasta z ruchu samochodowego i przeznaczenie go tylko pod ruch pieszy i rowerowy. 

Jennifer Teege: O! A ja o tym nie słyszałam! (śmieje się - jej śmiech pięknie i radośnie dźwięczy. Jest naturalny i swobodny) Czy to na pewno chodzi o Hamburg?

Rafał Betlejewski: Może to jest plan na następne 15 lat, albo cóś... (ja też się śmieję - rozgrzewam się do tej rozmowy, poznaję Jennifer)

Jennifer Teege: Jest pan lepiej poinformowany niż ja! (jest dla mnie bardzo miła)

Rafał Betlejewski: Może dlatego, że pracuję w radiu... (znowu się śmieję. myślę, że to będzie fajna rozmowa) Jak się pani miewa, jak odbierana jest książka? 

Jennifer Teege: Odbiór książki jest niezwykły, przeszedł moje oczekiwania. Wiele osób pisze do mnie, opowiada swoją wersję tej historii... co jest wspaniałe ale zaskakujące. Przewidywałam, że książka wzbudzi zainteresowanie ze względu na tę historię... historię jedyną na milion... 

Rafał Betlejewski: O nie nie, nie na milion ale na siedem miliardów. Nikt nie ma do opowiedzenia takiej historii jak pani, Jennifer... 
Kiedy książka ukazała się w Niemczech?

Jennifer Teege: We wrześniu 2013 roku. 


Więc to świeża sprawa. Książka ma się ukazać w Polsce w przyszłym tygodniu. (Rozmawiamy 17 lutego 2014 roku.) Przyjeżdża pani do nas, prawda?

Jennifer Teege: Tak, przyjeżdżam! Jestem bardzo podekscytowana! Mam przed sobą bardzo napięty grafik, wiele spotkań i wywiadów. Myślę, że zainteresowanie w Polsce będzie duże. Polska i Niemcy mają za sobą bardzo trudną i burzliwą historię, więc Polska jest dla mnie bardzo ważna. W książce przedstawiam się jako człowiek, który ma wiele niepewności i zawahań. Mam więc nadzieję, że Polacy przyjmą mnie życzliwie - jako istotę ludzką. 

Rafał Betlejewski: Jestem pewien, że tak będzie. Książka jest bardzo poruszająca. Historia niezwykła. Tyle rzeczy - nie chcę powiedzieć nieszczęść, aczkolwiek tak to by trzeba nazwać - się pani przytrafiło. Mogłaby pani napisać trzy odrębne książki na swój temat i każda byłaby ciekawa, choć każda o innym problemie: o adopcji, o ciemnym kolorze skóry w białym społeczeństwie z historią rasizmu w tle, a w końcu historia pani biologicznej rodziny. Jak pani sobie z tym daje radę?

Jennifer Teege: No tak, jest wiele poziomów zawartych w książce, ale to wszystko składa się na moje życie, więc nie potrafiłabym rozdzielić tych rzeczy. Moim celem nie było napisanie książki historycznej, ale raczej opisanie mojego doświadczenia ludzkiego. Kiedy ma się taką biografię jak moja, trudno skupić się na jednym tylko aspekcie. Może to jest coś ciekawego dla czytelnika: każdy niejako może znaleźć coś o sobie. 

Rafał Betlejewski: Jasne, są ludzie, którzy mieli podobne przeżycia, ale żeby wszystkie na raz? Po takich przejściach ludzie otwierają fundacje i stowarzyszenia niosące pomoc osobom w podobnym położeniu - pani mogłaby otworzyć trzy różne! 

Jennifer Teege: No tak, pewnie tak, ale ja mam inne podejście. Interesuje mnie bardziej indywidualna psychologia i doświadczenie. Chcę pokazać, że nawet mając takie trudności jak ja, można znaleźć jakąś drogę wyjścia, że można jakoś rozwinąć się na tych trudnościach. 


Rafał Betlejewski: A jak pani się trzyma? Jest pani dziś szczęśliwa? Opisywała pani swoje depresje...

Jennifer Teege: No tak... widzi pan, depresje ustąpiły. To jest coś, co mnie najbardziej dziwi. Nie miałam depresji zawsze. Moje dzieciństwo było dość szczęśliwe. Byłam dzieckiem adoptowanym i przez wiele lat nie zajmowałam się swoją przeszłością. Jak pan wie, studiowała w Izraelu, znalazłam pracę... ale zawsze wokół mnie była jakaś chmura... jakaś ciemna chmura... tajemnica, która wisiała mi nad głową. Teraz jednak, gdy dowiedziałam się prawdy o tym, kim jestem, depresje znikły... Prowadzę zwyczajne życie, nie tak spektakularne jak historia, którą opowiadam...

Rafał Betlejewski: No dobrze, to przejdźmy zatem do tej historii. Przejdźmy do tego momentu, gdy znajduje się pani w bibliotece i znajduje pani książkę... książkę, która odmieni pani życie... proszę opisać ten moment... 

Jennifer Teege: To było blisko sześć lat temu... zwyczajny dzień. Odwiozłam synów do przedszkola i postanowiłam wstąpić do centralnej biblioteki, największej w mieście. 

Rafał Betlejewski: Dlaczego? Dlaczego poszła pani do biblioteki?

Jennifer Teege: Zwyczajnie, poszlam coś pożyczyć. Często chodzę do biblioteki, lubię czytać. Weszlam więc i udałam się na pierwsze piętro. To nie jest dział historyczny, jak by się można spodziewać, ale psychologiczny. Szłam pomiędzy półkami, spoglądałam na książki, na okładki, dość niedbale, wpadła mi w oko książka z czerwoną okładką. Coś nie do niej przyciągnęło. To nie była pierwsza książka na którą spojrzałam, ale chwyciłam ją w ręce i spojrzałam na zdjęcie zamieszczone na przedniej okładce. Było to zdjęcie kobiety. Miałam wrażenie, że skądś tę kobietę znam...

Rafał Betlejewski: Czy to jest taki moment, jak ten, kiedy Morfeusz podaje tabletki Neo... czerwoną i niebieską... wychodzi pani z iluzji do prawdziwego świata...

Jennifer Teege: Nie, to jeszcze nie ten moment, gdyż ja nie rozpoznałam tej kobiety... miała po prostu w oczach coś znajomego... szok nastąpił wtedy, gdy przekartkowałam książkę... zobaczyłam tam więcej zdjęć, a na ostatniej stronie przeczytałam skrót biograficzny... 

Rafał Betlejewski: Proszę poczekać... żebyśmy odmalowali całość tej sceny... proszę powiedzieć, kim pani była w tym momencie, gdy stoi pani z tą książką w rękach... 

Jennifer Teege: Jestem Jennifer Teege, zwyczajną kobietą, która poszła sobie do biblioteki pewnego słonecznego sierpniowego dnia. 

Rafał Betlejewski: Jest pani zwyczajną Niemką, żyje pani normalnym życiem w normalnym Niemieckim otoczeniu... czyta pani ten opis... i co tam jest napisane?

Jennifer Teege: Na okładce znajduje się podtytuł: Czy mam obowiązek kochać swojego tatę? i to był cytat z wypowiedzi córki zbrodniarza hitlerowskiego. Jego imienia nie było na okładce. Jest tylko wzmianka, że jego postać pojawiła się w filmie Lista Schindlera... Wczytałam się mocniej i odkryłam nagle, że to nie była przypadkowa książka, że ta książka jest o mojej rodzinie! Wtedy nastąpił szok. 

Rafał Betlejewski: O jakiej rodzinie?

Jennifer Teege: O mojej biologicznej rodzinie!

Rafał Betlejewski: Która w książce okazała się kim?

Jennifer Teege: Rodziną nazistowskiego zbrodniarza Amona Gotha. Moja matka, moja biologiczna matka była córką Amona Goetha, komendanta obozu koncentracyjnego w krakowskim Płaszowie. Ja byłam jego wnuczką!

W owej chwili dysponowałam pewną wiedzą na temat Holocaustu, ale nie taką, by zrozumieć w pełni grozę sytuacji. Znałam Listę Schindlera, ale biografia mojego dziadka nie była mi w pełni znana. Więc ogrom tego wszystkiego nie w pełni do mnie docierał. Wiedziałam, że byłam adoptowana, ale nie znałam w szczegółach historii mojej rodziny biologicznej. W owej chwili dawno już nie widziałam nikogo z rodziny. I nagle trzymam w ręku książkę opisującą moje losy rodzinne i to w jakim kontekście!  

Rafał Betlejewski: To była rodzina potwora....

Jennifer Teege: No tego dowiedziałam się późńiej, kiedy już wyszłam z biblioteki. W bibliotece nie zupełnie jeszcze sobie to uświadamiałam. 

Rafał Betlejewski: Jak się pani w tym momencie czuła?


Jennifer Teege: Jakby się wszystko wokół mnie zatrzymało... Wszystko ucichło. Nie wybuchłam płaczem, nie wpadłam w histerię... po prostu po cichu opuściłam budynek biblioteki... tam się znajdował duży plac... musiałam się położyć na ławce. Potrzebowałam świeżego powietrza. Byłam tak zdezorientowana... że zadzwoniłam do męża, żeby po mnie przyjechał, bo nie czułam się na siłach prowadzić... Nie trafiłabym do domu. 

Rafał Betlejewski: Czy zdawała pani sobie sprawę z faktu, że właśnie zmienia się pani życie? Na zawsze...

Jennifer Teege: Tak... 

Od razu wiedziałam, że to jest moment zmieniający życie. 

Rafał Betlejewski: To jest trochę jak dziura do której wpada Alicja. Pani otoczenie i rzeczywistość uległy nagłej przemianie w coś, czego pani jeszcze nie pojmuje. Nic już nie będzie takie samo. Czy tak?

Jennifer Teege: Tak. Dobrze pan to przedstawił. Tak właśnie się czułam. Czułam tak, pomimo, że nie znałam rozmiaru zbrodni Amona Gortha. Nie wiedziałam, jaką nienawiścią był otoczony, jaki strach wzbudzał. Widziałam film, ale traktowałam go jak film. Oczywiście znałam historię Holocaustu, mieszkałam w Izraelu, miałam izraelskich przyjaciół, ale to wszystko zawsze było bardzo odległą sprawą od mojej własnej osoby. Z początku nie mogłam po prostu tego połączyć. Ja i Amon Goeth? Nagle to jest mój dziadek? Nigdy go nawet nie widziałam... A nagle mam dziadka, który jest symbolem zła - to czysty surrealizm. 

Potrzebowałam wiele czasu... wiele czasu, by to przyswoić i wiele czasu, całe lata, żeby się podnieść z tego szoku... 

Potrzebowałam psychoterapii, profesjonalnej pomocy by się z tym jakoś uporać. To nie jest coś, co można przegadać z koleżanką nad butelką wina. 

Rafał Betlejewski: Przypomnijmy może więc, kim był dziadek Jennifer Teege. Amon Goeth to jeden z najkrwawszych i najbardziej zajadłych nazistów. Morderca i zbrodniarz. Bezlitosny, cyniczny sadysta. Urodził się 11 grudnia 1908 roku w Wiedniu. Członek NSDAP i SS. 11 lutego 1943 roku pod jego nadzorem rozpoczęto budowę obozu pracy w Płaszowie. Przez obóz przeszły tysiące Żydów, w tym dzieci, a część z nich znalazła tu swój kres. Wielu z ręki samego Goetha, który lubił zabijać. Mordował więźniów w sposób okrutny, wykorzystując każdą sytuację do zabicia człowieka. Według zachowanych relacji zastrzelił na przykład wygłodzoną więźniarkę, ponieważ zauważył jak wybiera ziemniaki z paszy dla świń. Kazał rozstrzeliwać całe grupy robocze tylko za to, że znajdowano przy nich pozaobozowe pożywienie. Swoim ofiarom zadawał wyszukane tortury. Często osobiście dokonywał egzekucji ludzi niezdolnych do pracy. Lubił także ćwiczyć swoje umiejętności strzeleckie, np. strzelając do więźniów z okien samochodu lub - jak w słynnej scenie z filmu Lista Schindlera z balkonu swojej willi, stojącej w pobliżu obozu. Willi, którą dzielił ze swoją żoną, babcią Jennifer Teege, Ruth Irene Kalder. Oblicza się, że dziadek Jennifer osobiście zabił około 500 osób, co jest wielkim dokonaniem w świecie seryjnych morderców. Zginął na szubienicy, powieszony przez Polaków w Krakowie w 1946 roku. Egzekucja nie przebiegła bez zakłóceń, gdyż Amona Goetha musiano wieszać trzy razy, żeby egzekucja się odbyła. 

Wysoki, masywny i bezlitosny. Dziadek... 

Rafał Betlejewski: Proszę mi powiedzieć, co było dalej. Leży pani na ławce, dzwoni do męża, on zabiera panią do domu i co się dzieje dalej?


Jennifer Teege: Schowałam się w pokoju, położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę. Od deski do deski. 

Zajęło mi to kilka godzin. To spora książka, 250 stron. Później wstałam, usiadłam do biurka i zaczęłam googlować to wszystko. Sprawdzalam, czy to, czego się właśnie dowiedziałam jest fikcją, czy prawdą. Szybko się okazało, że Amon nie był postacią wymyśloną przez Stevena Spilberga ale rzeczywistym człowiekiem. Prawie wszystko, co przeczytałam, było prawdą. 

Rafał Betlejewski: Zrozumiała pani więc, że ma w rodzinie tak przerażającego człowieka i że jest to bardzo bliski krewny, że to pani dziadek. Że cień, który on rzuca na świat także teraz pada na panią...

Jennifer Teege: Nie, tego nie pojmowałam... Jak to wyjaśnić? Może powiem tak: od czasu adopcji miałam kontakt zarówno z moją mamą Moniką Goeth jak i babcią Ruth Irene. Nie znałam innych członków mojej biologicznej rodziny. Nagle objawił mi się dziadek i to w sposób całkowicie sprzeczny ze wszystkim, w co wierzę.  Zaczęłam zachowywać się irracjonalnie. Patrzyłam na jego zdjęcie i spoglądałam na swoje odbicie w lustrze. Porównywałam. Stałam w łazience przed lustrem przerażona, że mogę mieć w twarzy jakieś cechy mojego dziadka. 

Rafał Betlejewski: Patrzyła pani w lustro i szukała genetycznych śladów dziadka... ale co w tym czasie działo się z pani tożsamością? Czy miała pani jakieś załamanie tożsamości? 

Jennifer Teege: Kryzys tożsamości to jest coś, co towarzyszy mi od samego początku, od dzieciństwa. Kiedy dorasta się w rodzinie zastępczej i ma się świadomość odrzucenia przez rodzinę biologiczną zawsze ma się trudności w zrozumieniu, kim się jest. Ale po tym odkryciu to się stało nieznośne: pojawiło się tak wiele znaków zapytania, relacji, które musiały zostać przeorganizowane, żeby w ogóle pojąć, kim jestem i gdzie się znajduję. 

Jestem trzecim pokoleniem potomków nazistów. Ale moja matka była drugim pokoleniem. Bezpośrednio po. Żeby zrozumieć jej sytuację, zaczęłam czytać książki na temat pokolenia dzieci nazistów. Chciałam zrozumieć. Wiedziałam, że jakoś muszę to wszystko pojąć i znaleźć drogę wyjścia. 

Z początku wpadłam w straszną depresję. Prawie ciągle spałam, byłam zmęczona. Myślę, że moja podświadomość potrzebowała czasu, by to wszystko przyswoić. Byłam zmęczona. Byłam tak zmęczona, że nie mogłam normalnie funkcjonować. 

Rafał Betlejewski: Czy mąż i rodzina pomogli pani?

Jennifer Teege:  Tak, w takich codziennych sprawach. Mąż zajął się dziećmi. Próbowałam coś pomagać, ale cokolwiek robiłam, moje oczy były zamknięte, że tak powiem, jakbym była w więzieniu. W więzieniu myśli. Myślałam ciągle: czemu znalazlam tę książkę, jaki jest powód tego, czemu poznałam historię mojej rodziny, czemu ja... 

Rafał Betlejewski: Jeśli pani pozwoli zostawimy tę historię w tym miejscu. Podsumujmy co wiemy: jest pani dzieckiem adoptowanym, gdyż pani mama nie chciała się panią zajmować. Znała pani swoją biologiczną matkę i babcię, ale nikogo więcej. Jest pani osobą czarnoskórą, gdyż pani mama miała krótki romans z Nigeryjczykiem, a więc przeżywa pani stres związany z odrębnością rasową w białym społeczeństwie niemieckim. Będąc już kobietą dojrzałą, mającą własne dzieci odkrywa pani, że pani dziadek był nazistowskim zbrodniarzem. Odkrywa to pani po studiach w Izraelu, mając wielu żydowskich przyjaciół... To jest punkt, w którym możemy zostawić słuchaczy, by już sami doczytali o tym, jak pani wstała z łóżka, skąd znalazła pani w sobie siłę, by skonfrontować się ze światem... To wspaniała lektura, momentami trudna...

Jennifer Teege: Trudna? (Jennifer brzmi na zaniepokojoną. Czemu powiedziałem "trudna"? Hmm, w zasadnie nie chciałem tak powiedzieć...)

Rafał Betlejewski:  Trudna, gdyż wczułem się w pani sytuację, poczułem ten wstyd, który musiała pani czuć w stosunku do żydowskich przyjaciół... zastanawiałem się, jak ja poczułbym się w pani sytuacji, gdybym musiał wyznać, że mój dziadek... 

Jennifer Teege: To nie był wstyd! To nie było to uczucie. Raczej czułam niepokój o moich przyjaciół, martwiłam się o nich. Żyłam w Izraelu wiele lat i mam wgląd w społeczeństwo i mentalność żydowską, wiedziałam, że Holocaust siedzi w ich głowach i jest z nimi każdego dnia. Ta trauma im towarzyszy - także tym młodszym Żydom. Bałam się więc, że moja historia dodatkowo ich przyciśnie. Rozumie pan?

Rafał Betlejewski: Chyba tak... (nie jestem pewien)

Jennifer Teege: No i powstało pytanie: jak to w ogóle wytłumaczyć. Czułam, jakbym to ja zrobiła coś złego, jakbym ukryła coś przed nimi i oszukiwała. Choć oczywiście sama nie wiedziałam. Jak zareagują, gdy się dowiedzą, że jestem wnuczką komendanta obozu koncentracyjnego? Surrealizm!

Potrzebowałam czasu. Chciałam, żeby to wszystko we mnie okrzepło. 

Rafał Betlejewski: No dobrze, ale zostawmy słuchaczom coś do czytania. Ja natomiast chciałbym się dowiedzieć, czemu uznała pani, że historia Amona Goetha jest czymś, co pani dotyczy? w końcu mogła pani przecież uznać, że to nie pani historia - ta rodzina panią odrzuciła, geny to tylko geny, nie ma w tym żadnej ciągłości rodzinnej, odwrócić się od tego. 

Jennifer Teege: To niestety tak nie działa. Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Relacje rodzinne są jednak bardzo silne, a ja miałam te relacje z rodziną biologiczną. Jeśli pan wie, jak pewne rzeczy są przekazywane z pokolenia na  pokolenie, wie pan, że nie jest łatwo tak się od wszystkiego odwrócić. 

Rafał Betlejewski: Jak widzi pani Niemcy dziś i ich pracę nad przeszłością i Holocaustem? Urodziła się pani w 1970 roku, czyli jesteśmy właściwie jednolatkami. Jak pani ocenia niemieckie rozliczenia z przeszłością?

Jennifer Teege: Trzeba się cofnąć w czasie i zobaczyć jak to się zmienia z pokoleniami. Zaraz po wojnie był okres ciszy. Ludzie chcieli zapomnieć i udawali, że III Rzesza nigdy nie istniała. Potem nastąpiło pokolenie 1968 roku, dużo bardziej zbuntowane, które zadawało pytania, na które często nie było odpowiedzi. Ich rodzice po prostu nie chcieli rozmawiać z nimi. Nasze pokolenie dorastało w obszernej wiedzy na temat wojny. W mojej szkole w Niemczech prawie cały rok był poświęcony Holocaustowi. Rozmawialiśmy o tym tak wiele, że okres powojenny właściwie nam uciekł. Kolejne pokolenie, czyli pokolenie naszych dzieci będzie miało trudne zadanie, bo dla nich to wszystko stanie się wiedzą akademicką. 

Rafał Betlejewski: Boi się pani, że zabraknie empatii?

Jennifer Teege: Empatia pojawia się wtedy, gdy dzieci mogą się spotkać z ocaleńcami z Holocaustu. Takie spotkania budują współodczuwanie. Gdzy wiedza płynie z książek uwaga skupia się na statystykach, ilości ofiar itd. a to nie jest coś użytecznego. 

Gdy opowiadam o dziadku, często słyszę słowo "Zło". No i myślę sobie, że to słowo niewiele wyjaśnia. Jest takie obłe. Czasy mojego dziadka nie były czasami zła. To były czasy, gdy ludzie utracili widzenie tego, jak należy traktować innych ludzi. Czym jest wzajemny szacunek. To były czasy bez empatii. Jeśli to się wtedy zdarzyło, to znaczy, że to w nas siedzi, Gdzieś głęboko. Zrozumienie tego może nam pomóc w przyszłości. Traktuj osobę ludzką z należytym szacunkiem, nigdy jako obiekt. 

Rafał Betlejewski: Czy wydaje się pani, że Niemcy się zmieniły od tamtych czasów bez szacunku? Czy wiemy, że coś takiego się nie powtórzy? 

Jennifer Teege: Nie sądzę, żebyśmy mieli w Niemczech do czynienia z jakąś bardzo niebezpieczną sytuacją. Mamy pewnie ekstremizmy ale chyba są pod kontrolą. Ale gdyby sytuacja miała się zmienić, nie tylko w skali Niemiec, ale całego świata i gdyby ludzie mieli się znaleźć w sytuacji, kiedy zdawać im się będzie, że tylko silny przywódca może ich uratować i poprowadzić, gdyby czasy miały się zrobić neistabilne, ludzie mogliby chcieć znowu zbić się w masę i oddać władzę jakiemuś szaleńcowi z niebezpieczną ideologią. Więc Niemcy są stabilne, ale czy tak będzie zawsze? Nie wiadomo. 

Ale moje zainteresowania idą znacznie dalej - nie zajmuję się tylko Niemcami. Myślę, że dzisiejsze problemy świata są naprawdę globalne. 

Rafał Betlejewski: No jasne! Odczytuję panią jako prawdziwą lewicową aktywistkę, dla której problemy świata nie są abstrakcją. Jest pani w tym podobna do mnie... (o, ale sobie pochlebiłem!)

Ale wie pani, nie mogę uciec od pytań o Niemcy, gdyż pani jest Niemką, a pani rodzina ma tę przeszłość, którą ma. To jest przeszłość niechciana, ale pewnie nie tak rzadka w Niemczech. Zapytam więc, jak pani widzi relacje Niemiec z Polską. Wie pani oczywiście, że my Polacy, byliśmy w trudnych sytuacjach z Niemcami, wiele osób w Polsce boi się zarówno Niemiec jak i Niemców...

Jennifer Teege: Ależ oczywiście, że wiem i mam na ten temat swoje opinie. Wydaje mi się, że bardzo ważna jest rozmowa. Odpowiem tak: w tej chwili Niemcy są w bardzo specyficznym położeniu. Po wielu latach po wojnie jesteśmy znowu bardzo potężnym narodem. Jesteśmy w centrum Europy. Wiemy też, że jesteśmy uważnie obserwowani nie tylko przez Polaków, ale przez pozostałe narody sąsiedzkie. Powinniśmy więc właściwie użyć tej mocy, którą mamy. Chciałabym, żeby Niemcy były znane ze swoich wysokich wartości moralnych i etycznych, które wyciągają rękę do sąsiadów. Nie chcialabym, żeby ta siła znowu została niewłaściwie użyta. 

Rafał Betlejewski: Uważa pani więc, że Niemcy mają wyżej zdefiniowane powinności, niż inne narody Europy?

Jennifer Teege: Nie potrafię odpowiedzieć prostym tak lub nie. Chciałabym, żeby mój kraj poszedł tą drogą i myślę, że idziemy w dobrym kierunku. 

Rafał Betlejewski: Czy myśli pani, że coś jeszcze powinno być zrobione pomiędzy Polakami i Niemcami? Coś, co mogłoby uciszyć polskie strachy.

Jennifer Teege: Tak, mam wyraźny pomysł: musimy się komunikować. Podczas rozmowy wzajemnie się poznajemy i zaczynamy się rozumieć. Przestajesz się bać, a zaczynasz dostrzegać podobieństwa. Może nawet pojawić się sympatia. 

Rafał Betlejewski: Czego się pani spodziewa po tej wizycie? Jaki ma pani obraz tego kraju w głowie?

Jennifer Teege: Byłam już w Polsce, to nie będzie mój pierwszy raz. Witano mnie bardzo serdecznie. Ludzie byli dla mnie bardzo mili. Nie boję się. Mam nadzieję, że poznam wiele osób. 

Rafał Betlejewski: Na jak długo pani przyjeżdża?

Jennifer Teege: Na trzy dni. Będę w Warszawie a później w Krakowie. (Jennifer przyjeżdża 24tego lutego 2014)

Rafał Betlejewski: Życzę pani wszystkiego dobrego i mam nadzieję, że uda mi się uścisnąć pani dłoń. Proszę mi jeszcze powiedzieć, którego reżysera wybrałaby pani do sfilmowania pani historii: Woody Allena, Stevena Spielberga, czy Michaela Haneke?

Jennifer Teege: Nie znam tego ostatniego... Jaki film zrobił?

Rafał Betlejewski: Ostatni film to Amour. Love. 

Jennifer Teege: No cóż, nie znam go. Ale z pewnością nie byłby to Woody Allen, którego nie jestem wielbicielką. Steven Spielberg... no cóż...

Rafał Betlejewski: Czy miała pani już takie propozycje?

Jennifer Teege: Tak, ale przede wszystkim od dokumentalistów. Podchodzę do tego z dystansem, bo jakoś nie wyobrażam sobie, że będą za mną chodzili panowie z kamerą. 

Rafał Betlejewski: No tak, to zrozumiałe... 


Jennifer Teege: Chciałam jeszcze panu powiedzieć, że sprawdzilam pana w internecie i bardzo mi się podobała sztuka, którą pan robi. Szczególnie mi się podobał ten film, na którym pan stoi w parku i nic nie mowi... 

Rafał Betlejewski: No tak... rzeczywiście.... mówienie nigdy nie było moją najmocniejszą stroną, dlatego próbuję się w radiu.... 

(O, i ostatni komplement wyszedł jako szpila... trafiony zatopiony...)

--------------

Z angielskiego tłumaczył Jason Polak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz