poniedziałek, 23 grudnia 2013

Brandon Smith: 2014 - katastrofa gospodarki USA?

W 2014 spodziewaj się katastrofalnych zmian gospodarczych. 

Ostatni kwartał 2013 roku w ekonomii był okresem szaleńczej ruskiej ruletki. Dość przykro myśleć, że większość amerykańskiego społeczeństwa ciągle nie zdaje sobie sprawy, że Stany Zjednoczone co najmniej trzykrotnie w ciągu ostatnich trzech miesięcy znalazły się na progu katastrofy, a w 2014 może być jeszcze gorzej. 

Pierwszy taki moment nadszedł wczesną jesienią, gdy FED ogłosił wzmocnienie luzowania polityki pieniężnej (quantitative easing), co zatrzęsło giełdą i dowiodło ponownie czegoś, o czym mówiliśmy wielokrotnie, że cały proces "wychodzenia z kryzysu" oparty jest na balonie wypełnionym walutami fiat. Teraz rynki funkcjonują tylko w nadziei, że FED będzie drukował pieniądze w nieskończoność. Jeśli FED powstrzyma dodruk pieniędzy, psychologia rynków doprowadzi do katastrofy, która pociągnie za sobą cały kraj. 


Drugą taką chwilą, była możliwa i jednostronna inwazja na Syrię, której domagała się administracja Obamy. Taka inwazja, czy to na Syrię, czy Iran, byłaby katastrofalna dla gospodarki amerykańskiej, nie mówiąc już o rynkach energii i silnej opozycji, jaką musiałoby to wzbudzić w Rosji i Chinach. Naiwnie sądzi się, że wojna w Syrii byłaby co najwyżej kolejną wpadką amerykańskiej polityki zagranicznej, ale prawda jest taka, że ten konflikt mógłby się łatwo przeistoczyć w Trzecią Wojnę Światową, a że się tak nie stało, to tylko dlatego, że niezależne media - w mojej opinii - tym razem z sukcesem przebiły się przez mainstreamową propagandę. Elity w USA potrzebują jednak pewnego odsetka poparcia dla swoich pomysłów, by wprowadzać je w życie. Okazało się, że jakoś nie było chętnych, by walczyć i umierać ramię w ramię, z uzbrojonymi przez CIA bojówkami Al-Kaidy na odległym krańcu świata. Establiszment chciał ukryć prawdę o tym, kim byli rebelianci, ale to się nie udało. 

Trzecią okazją do katastrofy była debata wokół górnych progów zadłużenia, która w końcu została odłożona do wiosny. Stany stanęły na krawędzi załamania obsługi zadłużenia, czego wiele osób słusznie się obawia. Czego jednak wielu z nas nie rozumie, to to, że Ameryka nie uniknęła katastrofy zadłużenia w listopadzie, gdyż ona jest nie do uniknięcia już. To się stanie prędzej, czy później i będzie oznaczało koniec dolara jako światowej waluty, a to będzie oznaczało hiperinflację i status obywateli trzeciego świata dla większości amerykańskich obywateli. To jest tylko kwestia czasu. 

"Kwestia czasu" martwi nas najbardziej. My wszyscy pracujący w ekonomicznych mediach alternatywnych rozumiemy z całą matematyczną wyrazistością, że USA są na kursie kolizyjnym i w końcu będą musiały się roztrzaskać. To już nie jest kwestia "czy" ale "kiedy". Nasz system finansowy i ekonomiczny wisi już na najcieńszym włosku, który może zostać przecięty bez uprzedzenia, a w dodatku, rok 2014 wydaje się nieść jeszcze poważniejsze wyzwania. 

Światowi gracze otwarcie przyznają, że destabilizacja sytuacji w USA jest im na rękę, a pogrzebanie dolara i zniszczenie gospodarczych fundamentów naszego kraju posłuży ich celom. Musimy zrozumieć, że światowa elita finansowa chce wciągnąć Amerykę do nowej globalnej struktury ekonomicznej, czemu osłabienie Ameryki będzie bardzo sprzyjać. Wydaje się, że w 2014 roku to się może wreszcie udać. Oto dlaczego:

1. Debata budżetowa.

Nie udało się osiągnąć żadnego konkretnego porozumienia podczas głośnego sporu pomiędzy Demokratami a Republikanami w sprawie amerykańskiego nałogu zadłużania się. Niektórym się wydaje, że obie partie mogą o tym debatować w nieskończoność, że to taki typowy polityczny spór o nic. Ale tak nie jest. Jeśli zdawało się Wam, że ta ostatnia potyczka była dość niebezpieczna, następna może przyprawić o zawał. To co się działo w 2013 roku to tylko rozgrzewka przed tym, co się wydarzy w 2014. Czemu? Ano temu, że argumentacja po stronie zwolenników zamrożenia progów zadłużenia będą dodatkowo wsparte porażką projektu ubezpieczeń zdrowotnych znany jako Obamacare. To właśnie ten program miał być uzasadnieniem dla podwyższenia progów zadłużenia. Obama miał argument w ręku i wielu lewicowców uwierzyło mu, że należy nakręcać spiralę wydatków. Niestety ten sam argument nakręca teraz prawicowców do mocniejszego sprzeciwu, gdyż program ubezpieczeń zdrowotnych jest porazką i był nią już na etapie projektu. 

Biały Dom miał pełną świadomość, że wypuszcza program niegotowy, a jednak postanowiono wprowadzić go w życie. Czemu się nie wstrzymali? Czemu Obama świadomie postanowił odegrać swoją symfonię, skoro wiedział, że nie ma wszystkich nut? Przecież miał już zgodę, miał już PRowe zwycięstwo, czyż nie? Musiał tylko postawić przyzwoitą stronę internetową, która umożliwiłaby przyzwoitej liczbie użytkowników zarejestrować się w systemie. Ale zamiast tego wszedł na ring i poddał walkę zanim jeszcze otrzymał cios. Dlaczego?

Z fragmentów informacji trudno się tego domyślić, jeśli nie widzi się "całego obrazu". Zapewne wielu członków partii Demokratycznej skrobie się w głowę i nie rozumie, co się dzieje. Część zapewne obwinia ego prezydenta, jego pychę - ale to są słabe tłumaczenia. Obamacare to przecież amerykański socjalistyczny sen i gdyby tylko udało się zbudować prosty i działający interfejs, Obama stałby się bogiem amerykańskiej lewicy na wiele lat. Ale skoro tak, to ego i pycha powinny raczej dopilnować, że system komputerowy byłby bez zarzutu. Jaki sens ma wywalić się na czymś takim? No cóż, można to pojąć dopiero wtedy, gdy się zrozumie, że tu nie chodzi o dumę Obamy, że Obama jest tylko pionem dla globalistów, a sukces Obamacare nie był nigdy celem elity. W grze chodzi o amerykańską debatę na temat zadłużenia. 

Teraz, gdy okazało się, że Obamacare jest bublem, układ sił w tej debacie zasadniczo się zmienia. Wielu Demokratów może teraz wesprzeć pomysł zamrożenia górnej granicy zadłużenia, gdyż nie mają już w ręku dobrego argumentu za dalszymi wydatkami. Obama z nich zakpił i ten argument przepadł. Natomiast Republikanie dodatkowo zmobilizowani zjednoczą się w swojej walce o zamrożenie górnej granicy zadłużenia. Będą zapewne argumentować, że zbankrutowanie USA nie jest końcem świata i że Stany dadzą radę uciągnąć zobowiązania do momentu zrównoważenia budżetu. 

To nie jest prawda. Ale ta nieprawda może stać się popularna. Amerykanom trudno będzie uwierzyć, że ich wielki kraj znalazł się w zbyt poważnych kłopotach i że może dojść do finansowej zapaści. Nie uwierzą też, że taka zapaść może być wywołana celowo po to, by  na miejsce zbankrutowanego systemu wprowadzić jeszcze gorszy. 

2. Zabójcze plotki z FEDu.

Nikt - naprawdę nikt - nie wierzy, że FED zrezygnuje kiedyś z pompowania pustych pieniędzy w gospodarkę. Nawet ja w to nie wierzę. Zastanawia mnie jednak, czemu ostatnio słyszy się taką pogłoskę coraz częściej? Czemu FED rozpuszcza te pogłoski, skoro nie chce ich spełnić? Zastanówmy się, czy kiedykolwiek FED puszczał pogłoski o swoich pomysłach i ich nie urzeczywistniał? 

Bankierzy trzymają rynki w garści. Akcje rosną lub spadają zależnie od tego, co jeden lub drugi powie w telewizji. Co zyskują na tym, że podminowują zaufanie inwestorów na świecie puszczając ciągle plotki o tym, że ich napompowana pustym pieniądzem bańka może zostać przez nich w końcu przekłuta?

Zatwierdzenie przez Senat na szefa FEDu Janet Yellen, mistrzynię PRu, upewnia wielu inwestorów, że FED będzie drukował pieniądze w nieskończoność. Wiemy, że czarna dziura wygenerowana przez implozję instrumentów pochodnych nie może być wypełniona (zadłużenie nadal liczy się w trylionach dolarów), i że Fed będzie musiał drukować w nieskończoność, aby spowolnić pogarszanie się sektora bankowego. Wiemy też, że strumień szmalu generowany przez FED nie dociera do zwyczajnych odbiorców, dlatego kredyty pozostają niedostępne, realne bezrobocie wynosi 25%, liczba odbiorców kartek żywnościowych sięgnęła już 50 milionów, a sprzedaż rośnie tyko na rynkach nieruchomości, gdzie banki wykupują zbankrutowane nieruchomości, by wystawić je na wynajem. Wiemy, że dalsze pompowanie pieniędzy ma sens z punktu widzenia zombie banków i rynków finansowych, gdyż maskuje po prostu prawdziwą sytuację gospodarki. Ale zapomnijmy na moment o tym, co "ma" sens i...

Wyobraźmy sobie, że FED nie chce już dłużej maskować prawdziwej sytuacji w gospodarce. Co jeśli pompowanie pieniędzy po prostu przestaje się opłacać? Może FED i banki centralne nie chcą wziąć na siebie winy za ostateczny upadek systemu, który wydaje się nieunikniony - i co jeśli idealny winowajca jest już wybrany? to znaczy znienawidzony Rząd Federalny. Pomyślmy o tym: może w to się gra? Może chodzi o to, by ostatecznie skompromitować Rząd Federalny. Wielu Amerykanów chętnie zgodzi się, że cała wina za katastrofę ekonomiczną ich kraju ponosi rząd. 

I zresztą, w dużej mierze bądą mieli rację. To rząd ponosi dużą część winy za wszystkie plagi, które spadną na amerykańskie społeczeństwo w nadchodzących latach. Niestety bardzo możliwe jest to, że zaślepieni złością ludzie, zapomną o roli instytucji finansowych i banku centralnego w upadku systemu. 

Faktem jest, że wielu zagranicznych inwestorów przygotowuje się na taki dramatyczny rozwój wypadków w Stanach Zjednoczonych i ma plany zmian w swojej polityce ekonomicznej w 2014 roku. 

3. Chiny są gotowe na rozwód.  

Uważa się, że mariaż USA z Chinami jest nierozerwalny, ale ja od lat ostrzegałem, że Chiny przygotowują się na opuszczenie strefy dolarowej i poszukanie innych rozwiązań. Moje przepowiednie wydają się sprawdzać. 

Chiny rozpoczęły olbrzymie zakupy złota, pomimo zapewnień, że złoto nie jest już do niczego nikomu potrzebne. W 2014 roku Chiny staną się największym światowym posiadaczem złota. 

Chiny sprzedają swoje obligacje denominowana w yaunach na całym świecie, a chiński bank centralny rozszerzył swój bilans finansowy do 24 trylionów dolarów, co przekracza możliwości wszystkich pozostałych banków centralnych razem wziętych. Niektórzy uważają, że tak wielkie pieniądze wynikają z chińkskiej bańki finansowej i że to eksplozja tej bańki a nie amerykańskiej doprowadzi do światowego kryzysu, ale ja proponuję odrębną teorię:

nie zaskakuje mnie skala wzrostu ilości yuana, gdyż zawsze ją przewidywałem. Jako argument przeciwko chińskiemu odstąpieniu od dolara podawano, że nie ma waluty, która mogłaby zastąpić dolara. Jednak chiny zalewają świat yuanem. Amerykańskie banki takie jak JPMorgan bardzo ułatwiły Chińczykom zadanie. 


-----------

Z angielskiego tłumaczył Jason Polak

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz