środa, 6 listopada 2013

List otwarty do Pana Prezydenta Michela Sleimana

Szanowny Panie Prezydencie Michel Sleiman, 



dorastałem w naszym cudownym kraju Libanie w poczuciu całkowitego bezpieczeństwa. Jeździliśmy z rodzicami w góry na każdy weekend i podziwialiśmy piękno naszej ziemi. Jako mały dzieciak nie miałem żadnych obaw, by chodzić po ulicach, bawić się z dziećmi sąsiadów. Mamie przez myśl nie przeszło, że może mi się coś stać, choć muszę przyznać, że bywałem rozrabiaką. Uwielbiałem zapuszczać się dalej w naszą dzielnicę i poznawać ludzi. I co to byli za wspaniali ludzie: czuli i opiekuńczy, najlepsi na całym Bliskim Wschodzie. Nazywaliśmy nasze miasto rajem na ziemi, Szwajcarią Wschodu. Mieliśmy gór, morze, genialne jedzenie i życie nocne. 

Niestety to wszystko się skończyło. Zostały tylko wspomnienia, jakby z pięknego snu. Teraz, kiedy mam dwadzieścia kilka lat boję się wyjść na ulicę, że moja siostra zostanie zgwałcona przez obcokrajowców, że mój ojciec zostanie porwany. a matka obrabowana. Boję się, że jeśli wdam się w kłótnię z obcokrajowcem, zostanę dźgnięty nożem, wykrwawię się na ulicy i nikt się tym nawet nie przejmie. To znaczy władze się nie przejmą, Wy się nie przejmiecie, Wy, nasz rząd, którego obowiązkiem jest nas chronić, jednoczyć nas i dawać nam nadzieję. To smutne, ale tak się czuję. 


Nie interesuje mnie polityka i jej złożoność. Wiem jednak, że politycy mnie zawiedli. Gdzie jest nasz kraj? Został zgubiony i zapomniany w odmęcie chaosu i bałaganu. Nie mam nadziei, wspomnienia z dzieciństwa mnie opuszczają, mój duch upadł i się roztrzaskał. Rozczarowała mnie też religia, gdyż moje serce jest złamane. 

Czemu? Ano temu, że Liban, który dziś znam, uczy mnie nienawiści i zabijania w imię religii. Nie będzie pokoju, bezpieczeństwa, wspaniałych dziecięcych wspomnień, dopóki ludzie będą wyciągali broń przeciwko sobie w imię Boga. Liban, ten Feniks z popiołów, spłonął na moich oczach i zabił we mnie wszelki patriotyzm. 


Kiedyś patriotyczny odruch był w mojej duszy odruchem najsilniejszym. Kochałem nasz kraj i byłem dumny z tej miłości. Podczas moich podróży po świecie tłumaczyłem z uporem, że Liban nie jest krajem terrorystycznym, że nie jest fanatycznym islamistycznym krajem jak Arabia Saudyjska czy inne tego typu kraje arabskie. Zaklinałem się, że w moim kraju można się odprężyć, pić i bawić się do świtu bez obaw, że komuś się to nie spodoba i będzie kazał zachowywać się tak czy siak. Teraz jednak żadne tłumaczenia nie przychodzą mi do głowy. Nie wiem, co mam mówić o moim kochanym Libanie. Czy mam opowiadać o korupcji? O wojnach? A może o mordujących się braciach? O bombach nawet nie chcę wspominać. Bo Liban już nie jest bezpieczny. Jak tłumaczyć turystom, że mają patrzeć na piękne widoki, skoro jednocześnie mogą zwyczajnie zginąć? Nie można już przecież nawet swobodnie podróżować po Libanie bez obawy, że człowiek nie zostanie zabity z powodu jakiejś błahostki lub zupełnie bez powodu. Jaka jest przed nami przyszłość, skoro nie potrafimy zapewnić bezpieczeństwa? Ta wolność, którą kiedyś się cieszyliśmy, ta nasza świętość, zniknęła. Nic już nie jest święte. 


Nie poznaję tego kraju. Idę ulicą, a dookoła mnie są już tylko uchodźcy syryjscy, egipscy, indyjscy, srilańscy, etiopscy - by wymienić tylko część. Nie jestem rasistą, ale prawda jest taka, że to oni przejmują ten kraj i jego ekonomię. 

Zdaję sobie sprawę, że Libańczycy są zepsuci przez korupcję, a nasi niekompetentni liderzy spychają nas w przepaść uśmiechając się do nas z telewizorów. A my, Naród, nie możemy nic zrobić. Jestem młody, a wszystko o czym potrafię myśleć to ucieczka z tego piekła. A nie o tym powinienem myśleć. Powinienem móc się skoncentrować na ważnych sprawach, takich jak przyszłość moja i mojej potencjalnej rodziny. Nie chcę wychowywać dzieci w takim kraju, gdzie nie będę mógł ich puścić samych na ulicę. 


Oczy mam pełne łez, gdy to piszę, gdyż czuję złość i ból, jak po śmierci kogoś bliskiego. Wierzę, że Pan, Panie Prezydencie, robi wszystko, by rozwiązać te problemy, ale proszę się pospieszyć, bo niedługo nie będzie w Libanie miejsca dla Libańczyków. Mam nadzieję, że ma Pan jakieś rozwiązanie, jakieś pomysły na ratowanie sytuacji. Niech mi Pan da nadzieję! 

Szczerze Panu oddany,

Obywatel Elia Moussawer.

Z angielskiego tłumaczył Jason Polak. 

----------
Czytaj także:
Oryginał listu na blogu autora
Rozmowa o zamachu bombowym w Beirucie związanym z wojną w Syrii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz